Kocham i rozumiem
Kocham i rozumiem. Czy człowiek ma potrzebę wolności i jak ją pojmuje
„Wolność kocham i rozumiem” – można powiedzieć, współczesny aneks do polskiego hymnu narodowego. Nawet nazwa zespołu, który wylansował ten szlagier w 1990 r., nabrała nowego smaku: Chłopcy z Placu Broni. Śpiewa się go teraz na placach i ulicach przeciw władzy dewastującej wolności obywatelskie i liberalną demokrację. Ale o odzyskiwaniu wolności mówią też ci, którzy władzę popierają.
Jest takie ikoniczne dla 2017 r. zdjęcie prasowe: 14 kobiet z transparentem „Stop faszyzmowi” siada na drodze tzw. Marszu Niepodległości. Kilkadziesiąt tysięcy Polaków – jak to interpretuje władza – manifestuje w nim swoją radość i dumę z odzyskanej przed 99 laty wolności (choć niektórzy z nich domagają się wolności jedynie dla „białej Europy”). Ale „rasa panów” w dresiarskim sztafażu szarpie, wlecze i opluwa kilka pań w okularach.
Powierzchownie podział wydaje się czytelny: osoby o konserwatywnych i prawicowych poglądach, od umiarkowanych po skrajne, stosują ten termin raczej w odniesieniu do niezawisłości narodowej; liberałowie i lewica – do praw jednostki i demokratycznego porządku prawnego. Obie strony dziś walczą przeciw sobie – każda o swoją wolność. Zanim dogadaliśmy się, jak żyć w wolności, zaczyna nam ona topnieć. Po raz kolejny w historii.
Niewola nie boli
Stan niewoli wbrew pozorom bywa psychologicznie wygodny. Zwalnia z odpowiedzialności za błędy, zaniechania, nieudacznictwo. Wszystko można zwalić na prawdziwego, a czasem wyimaginowanego ciemiężyciela, na brak wyboru i możliwości działania.
W skrajnych przypadkach dochodzi do tzw. syndromu sztokholmskiego, gdy ofiara zniewolenia (np. porwania) przestaje widzieć w swoim oprawcy kata, a zaczyna się z nim sprzymierzać, wchodzi w więź emocjonalną.