W sierpniu 1976 r. Jan Sojda, zamożny mieszkaniec połanieckiej wsi Zrębin, gościł z rodziną na weselu u swoich dalekich krewnych z familii Kalitów. Pod ich adresem padło oskarżenie o kradzież zastawy i wędlin. „Króla Zrębina” bardzo to ubodło. Powziął krwawy plan zemsty, który zrealizował kilka miesięcy później.
Kiedy gospodarze feralnego wesela – 18-latka wraz z mężem i młodszym bratem – wracali po pasterce do domu, jeden z zięciów Jana Sojdy staranował chłopca samochodem. Później do akcji wkroczył „Król Zrębina” z zięciem i szwagrem. Kluczami do kół autobusowych zatłukli brzemienną dziewczynę i wybranka jej serca. Ranne dziecko dobili, przejeżdżając samochodem.
Wszystko to wydarzyło się na oczach 30 świadków – pasażerów autobusu, który załatwił Sojda. Mieli zostać podwiezieni do wsi odległej od kościoła o parę kilometrów, tymczasem zostali obsadzeni w roli widzów starannie wyreżyserowanego krwawego dramatu. Po jego zakończeniu musieli na polecenie wypowiedzieć słowa: „Przysięgam na swoją krew i na ten święty krzyż, że nikomu nie powiem, co tu widziałem”. Milczeli tak długo, jak tylko mogli, a podczas przesłuchań większość kłamała. Zbrodnia uszłaby Sojdzie na sucho, gdyby nie fakt, że po pół roku jeden z mężczyzn przerwał zmowę milczenia. Niedługo później z rzeki wyłowiono jego zwłoki.
„Króla Zrębina” i jego szwagra skazano na karę śmierci. Powieszono ich w 1982 r. Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu stwierdził, że „motywem działania oskarżonych była zemsta. Z pełną premedytacją na oczach kilkudziesięciu ludzi (…) oskarżony Jan Sojda nie miał skrupułów przed zamordowaniem 13-letniego dziecka, był dyrygentem całej zbrodni”. Pozostali dwaj oprawcy przesiedzieli 14 i 11 lat.