Ja My Oni

Gra w dojrzałość

Gdy rodzice nie dorośli

Rodzice bardzo często nie potrafią we właściwy sposób reagować na emocjonalne potrzeby własnych dzieci. Rodzice bardzo często nie potrafią we właściwy sposób reagować na emocjonalne potrzeby własnych dzieci. Mirosław Gryń / Polityka
Jak – będąc dorosłym – zmierzyć się z niedorosłymi do swej roli rodzicami.
materiały prasowe

Dojrzałość emocjonalna to klucz do spełnionego życia. Dzięki niej człowiek potrafi z odpowiednim dystansem spojrzeć na swoje dotychczasowe doświadczenia i na ich podstawie budować spójny obraz siebie oraz swoich oczekiwań wobec życia i innych ludzi. Zna swoje mocne i słabe strony, rozumie swoje emocje i potrafi sobie z nimi radzić tak, by przy okazji nie krzywdzić innych. Wie też, jak budować bliskie i satysfakcjonujące więzi, jest ciekawy drugiego człowieka, nie ma problemu z tym, by obdarzyć innych zaufaniem i emocjonalnie się przed nimi otworzyć. Problem polega na tym, że nad satysfakcjonującym poziomem swojej życiowej dojrzałości człowiek pracuje całe życie, rodzicem zaś zostaje zazwyczaj na samym początku tej drogi, kiedy jeszcze znajomość samego siebie bywa tajemnicą.

Amerykańska psycholog kliniczna Lindsay C. Gibson w swojej najnowszej książce skupia się na ludziach, którzy uświadamiają sobie, że ich dotychczasowe relacje z rodzicami nie wyglądały idealnie, co więcej – były pełne trudnych momentów, a ich konsekwencje rzutują na ich dalsze życie. Wielu ma tendencje do szukania winy w sobie, ale autorka stanowczo mówi: za niedoskonałość tych więzi zazwyczaj odpowiadają rodzice. I jest to pokłosie wychowania w środowisku, które uniemożliwiało im pełny rozwój emocjonalny i intelektualny.

Cztery problemy

Niedojrzali emocjonalnie rodzice najczęściej charakteryzują się dużą impulsywnością, brakiem elastyczności w działaniu, nieumiejętnością radzenia sobie ze stresem, bezrefleksyjnym podążaniem za własnymi instynktami, egocentryzmem, brakiem tolerancji na różnice światopoglądowe, skłonnością do odwracania ról i niskim poziomem empatii, co w konsekwencji prowadzi do upośledzenia zdolności nawiązywania bliskich relacji z innymi ludźmi, w tym z własnymi dziećmi. Autorka dzieli ich na cztery grupy:

• emocjonalnych, którymi rządzą uczucia, co powoduje np., że oscylują między nadmiernym zaangażowaniem a nagłym wycofywaniem się z relacji. Są niestabilni, nieprzewidywalni, małe niepowodzenia traktują jako kataklizmy, a innych ludzi (w zależności od wektora emocji) jako wybawców lub największych wrogów;

• zdeterminowanych, którzy kompulsywnie skupiają się na osiąganiu własnych celów. Żyją w nieustannym biegu, ciągle próbują wszystko udoskonalać, łącznie z własnymi dziećmi, których życie na każdym kroku próbują kontrolować. Na empatię często brakuje im czasu;

• biernych, odsuwających nieprzyjemne sprawy na bok. Zazwyczaj inicjatywę w związku oddają bardziej dominującemu partnerowi, zdarza się, że przyzwalają na przemoc i zaniedbywanie, minimalizują większość problemów i radzą sobie z nimi, zwyczajnie ustępując, nie gwarantują swoim dzieciom żadnego wsparcia;

• odtrącających, którym emocjonalna bliskość nie daje przyjemności i którzy traktują dzieci tak, jakby im w życiu przeszkadzały. Izolują się od życia rodzinnego, przejawiają zerową tolerancję na potrzeby innych, często pozwalają sobie na wybuchy gniewu, a jedyne, czego pragną od innych, to pozostawienie ich w spokoju i pozwolenie na zajęcie się własnymi sprawami.

Wszystkich tych rodziców łączy jedno – nie potrafią we właściwy sposób reagować na emocjonalne potrzeby własnych dzieci, fundując im poczucie permanentnego emocjonalnego zaniedbania i samotności. W efekcie dorastają one w przekonaniu, że nie zasługują na miłość, więc z dystansem podchodzą do relacji z innymi i są nadmiernie ostrożne w otwieraniu się na drugiego człowieka. Zachowanie niedojrzałych rodziców prowadzi też często do tzw. zarażania emocjonalnego – ich zły humor rezonuje na dziecko, a ono czuje się odpowiedzialne za poprawienie im nastroju (co zazwyczaj bywa niemożliwe).

Dwie strategie

Biorąc pod uwagę różne strategie radzenia sobie z niedojrzałymi rodzicami, Lindsay C. Gibson określa dzieci jako eksternalizatorów i internalizatorów. Pierwsze działają impulsywnie, bo zależy im na jak najszybszym rozładowaniu uczucia lęku. Są bardzo niepewne siebie lub wręcz przeciwnie – mają przerośnięte ego. Nie umieją wyciągać wniosków z własnych działań i są przekonane, że będą szczęśliwe tylko wtedy, gdy zmienią się okoliczności zewnętrzne. A to powoduje, że mają skłonność do popadania w uzależnienia i korzystania z różnych form natychmiastowej gratyfikacji. Często także wikłają się w toksyczne związki.

Internalizatorzy próbę rozwiązania problemu zaczynają zaś zawsze od siebie, starając się uczyć na własnych błędach. Wierzą, że mogą naprawić sytuację, muszą się tylko bardziej postarać. Są wrażliwi i empatyczni (często nadmiernie). Najistotniejsze jest dla nich to, by w pierwszej kolejności zadowolić innych, poświęcają się więc dla nich w zbyt dużym stopniu, są wdzięczni za każdy przejaw sympatii lub uznania. Od dzieciństwa mają silną potrzebę nawiązywania z innymi silnej emocjonalnej więzi polegającej na „nadawaniu na tych samych falach”. Gdy nie mogą jej zrealizować, czują się samotni i próbują zrekompensować to sobie, opiekując się zwierzętami, uciekając w kontakt z naturą lub świat własnej duchowości. Mają także tendencję do przejmowania odpowiedzialności za relację. Przyjmują rolę pocieszycieli rodziców, jako dorośli próbują na siłę ratować własne związki, nawet jeśli druga strona już tego nie chce. Czasem określa się ich mianem „starych dusz”.

Trzy rady

Lindsay C. Gibson podkreśla, że praca nad ułożeniem na nowo, już w dorosłości, relacji z niedojrzałym emocjonalnie rodzicem ma jeden podstawowy cel – uwolnienie się od gier, w jakie próbuje on wciągnąć swoje dziecko. Jak to zrobić? Autorka rekomenduje trzy sposoby:

• Zdystansowana obserwacja – przybranie postawy obserwatora umożliwia odrzucenie fantazji o rodzicu, np. że się zmieni i w końcu zacznie dawać wyraz swojej miłości do dziecka i okaże mu troskę. Umożliwia też utrzymanie tzw. grzecznych kontaktów (z ang. relatedness), które różnią się jednak od bliskiej więzi (z ang. relationship). Ta strategia pozwala na utrzymanie interakcji i zaangażowania na poziomie, który jest dla dziecka możliwy do zniesienia bez konieczności przekraczania granic wyznaczonych dla własnego dobra.

• Uznanie niedojrzałości rodzica – umożliwia to lepsze zrozumienie jego zachowań i przewidywanie reakcji. Ale przede wszystkim pomaga w wyrażeniu własnych uczuć i – co ważniejsze – przyjęciu, że nie należy od rodzica wymagać zbyt wiele, np. empatii. Tu przydatne jest także zarządzanie interakcjami zamiast angażowania się w nie, czyli np. nauczenie się przekierowywania rozmowy na pożądane przez siebie tory, a nie podporządkowanie się narracji, jaką wprowadza rodzic.

• Wyzbycie się złudzeń – unikanie pamiętanej z dzieciństwa zbytniej ufności w zmiany postępowania rodzica. Czyli w sytuacji, kiedy zachowuje się on przystępniej i bardziej otwarcie niż zwykle, rozbudzanie w sobie nadziei, że da wreszcie dziecku to, czego ono potrzebuje.

***

„Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców. Jak uwolnić się od przeszłości i zacząć nowe życie” (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018). LINDSAY C. GIBSON jest psychologiem klinicznym. Specjalizuje się w terapii indywidualnej dorosłych dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców. Pracowała jako wykładowca psychologii w College of William and Mary oraz na uniwersytecie Old Dominion.

Ja My Oni „Jak być wystarczająco dobrą rodziną” (100140) z dnia 12.11.2018; Wyrosnąć z dzieciństwa; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Gra w dojrzałość"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną