Śrubki i płomienie
W rozsuwanej, typowej dla dziecięcych pokoi szafie jedenastoletniego dziś Kamila nie ma ubrań złożonych w kostkę. Szafa służy za magazyn. W osobnych szufladkach poukładane równiutko wedle rozmiarów śruby, śrubeczki, kabelki, podzespoły przewlekane i powierzchniowe, kondensatory, lutownice, płytki, kwasy, zasady i cała reszta. Na najwyższej półce, gdzie matki zwykle odkładają ubrania, z których synowie i córki wyrosły, leży zasilacz laboratoryjny. Obok rezystor, naświetlarka i oscyloskop, pokazujący Kamilowi przebieg napięcia w czasie. Dalej generator arbitralny, potrafiący wysyłać sygnały sinusoidalne lub kwadratowe. Niżej prototyp bramy wjazdowej z czujnikiem, zbudowana od pierwszej śrubeczki przetwornica, to znaczy zasilacz do auta, który z 16 volt robi 80, oraz wskaźnik wysterowania mrugający w rytm muzyki, przydatny np. w dyskotekach.
W tle zawsze leci Mozart. Nadaje Kamilowym pomysłom jakiejś doniosłości, a przede wszystkim uspokaja. Cierpliwość ma znaczenie zwłaszcza wtedy, gdy elementy w formacie 3D drukują się bez przerwy kilka dni. W dużych temperaturach mogą zacząć topnieć. By nocą śpiących nie zaskoczył pożar, najnowszy projekt to czujnik płomienia. Niezbędny w pokoju także dlatego, że płytki wyprawia w substancjach żrących. Zaraz pokaże.
Jedni mówią o Kamilu Wrońskim nadzwyczajny. Inni, że jest tylko niespełnioną aspiracją ojca. Nawet „New York Times” donosił o najmłodszym studencie na świecie.
Jego umysłowi przyglądają się specjaliści. Nie mogą wyjść ze zdziwienia, że mimo przebłysków geniuszu pozostał zwykłym, niesfornym chłopcem, który podkrada z barku cukierki, a w wolnych chwilach lubi marnotrawić wirtualnie czas. Nie znaleziono śladów autyzmu.
Jednak żeby ocenić Kamilowy mózg, należałoby mieć podobną mu grupę porównawczą.