JULIUSZ ĆWIELUCH: – Czy można być uzależnionym od jedzenia?
MARZENA SEKUŁA: – Zdania naukowców są podzielone.
Czytelnik pewnie wolałby po prostu: tak albo nie.
Dziś odpowiedź brzmi: raczej tak. Tradycyjnie pojęcie uzależnienia używane było w odniesieniu do zażywania substancji psychoaktywnych, np. alkoholu, narkotyków. W świetle współczesnych badań oprócz uzależnień od środków psychoaktywnych coraz częściej mamy do czynienia z behawioralnymi, inaczej – niesubstancjonalnymi, czynnościowymi. Są one traktowane jako rodzaj uzależnienia psychicznego, od popędów. Dotyczą zachowań związanych z nadmiernym zaangażowaniem się w aktywność, która skutkuje negatywnymi konsekwencjami, nie tylko w celu uzyskania przyjemności, ale też w celu redukcji wewnętrznego napięcia i regulowania nieprzyjemnych stanów emocjonalnych. Moim zdaniem, kiedy przeanalizuje się cechy zachowania osób uzależnionych od substancji i od czynności, nie ma między nimi zasadniczych różnic, poza tym, że jedni pożądają kontaktu z substancją, a drudzy z czynnością. Na przykład jedzenia.
Czyli pani jest ze szkoły, że otyli są uzależnieni?
Ja cierpliwie czekam, kiedy na podstawie nowych i gruntownych badań otyłość przestanie być klasyfikowana jaka choroba układu metabolicznego, a zacznie być diagnozowana jako schorzenie o podłożu psychicznym. Co z perspektywy mojego gabinetu jest właściwie oczywiste.
Jest to uzależnienie wieloaspektowe, tzn. poza czynnością jedzenia dotyczy jego ilości, sposobu konsumpcji, częstotliwości i jakości. Ludzie nie uzależniają się od sałaty czy pomidorów, tylko od produktów, które nazywane są comfort food, czyli wysoko przetworzonej żywności i napojów obfitujących w węglowodany proste i tłuszcze.