Jeden z pionierów sinologii Herbert Giles podczas pewnego wykładu powiedział zdumionej amerykańskiej publiczności, że chiński język mówiony jest prostszy od francuskiego, ale na opanowanie pisanego potrzeba już całego życia. Ten, kto uczył się obu języków, z pewnością przyzna profesorowi rację. Język chiński lub mandaryński (jak potocznie nazywa się putonghua – ogólnonarodową wersję opartą na dialekcie pekińskim) drastycznie różni się typologicznie od języków europejskich, ale niektóre różnice wręcz ułatwiają naukę.
Początki przygody z chińskim są zaskakująco przyjemne, a odmienności zachęcają. Cechy charakterystyczne to: brak fleksji, czyli deklinacji i koniugacji; rzeczowniki nie mają rodzaju ani liczby mnogiej; o funkcji wyrazu w zdaniu decyduje przede wszystkim jego pozycja w szyku; bez zmiany formy wyraz może występować jako rzeczownik, czasownik czy przymiotnik. Podstawowa struktura zdania to podmiot–orzeczenie–dopełnienie, a wyraz określający stoi zawsze przed określanym. Wyrazy obkleja się morfemami z przodu bądź z tyłu, tworząc w ten sposób inne wyrazy i formy gramatyczne (cecha języków aglutynacyjnych). Nawet tony, czyli konieczność wymawiania sylab w jednej z czterech określonych intonacji, nie są takie trudne do opanowania, zwłaszcza dla osób z dobrym słuchem.
Bariera pisma
Niestety, tak miło jest tylko na początku nauki i tylko w mowie. Chińskim pismem polskie dzieci straszył już Kornel Makuszyński, każąc Koziołkowi Matołkowi nauczyć się znaków „ze czterdzieści coś tysięcy”. Co prawda jest ich jeszcze więcej, ale porządnie wykształcony Chińczyk zna ok.