Jak powiedział w rozmowie z POLITYKĄ (8/17) prof. Andrzej Friszke, gdy dziś jakiś historyk próbuje prostować kłamstwa, podając fakty, druga strona mówi, że wyraża opinie, i zapewne ma w tym swój interes. Pozbawieni autorytetów, mając do dyspozycji internet, w którym znajdziemy potwierdzenie każdej bzdury, jesteśmy dziś zagubieni i zdani na siebie, więc wybieramy to, co nam bardziej pasuje, jest łatwiejsze do zrozumienia, bardziej przemawiające. Post-prawda to rzeczywiście nowe zjawisko, ale już historyczne kłamstwo, manipulacje i fałszerstwa mają długi żywot. I to bardzo.
Prawda i fałsz
Od dzieciństwa uczymy się odróżniać prawdę od kłamstwa, ale z wiekiem zauważamy, że nie zawsze są one jednoznaczne. Niby, jak pisał Arystoteles, prawdziwe jest mówienie o tym, co istnieje, że jest, a o tym, czego nie ma, że tego nie ma, ale już interpretacja tego faktu może być różna. Dotyczy to wszystkich dziedzin życia, bo założenia, że coś jest pewne i prawdziwe, leżą u podstaw religii, kultur i obrazu przeszłości. Przekonanie, że kiedyś miały miejsce takie a nie inne wydarzenia, żyli tacy a nie inni bohaterowie, kształtuje poczucie tożsamości, stanowi punkt odniesienia, wzór do naśladowania, legitymację władzy, daje siłę i pieniądze.
Pierwsi depozytariusze wiedzy o przeszłości nie przekazywali suchych faktów, ponieważ bez pisma byli zdani jedynie na zawodną pamięć. Przekazywane z ust do ust i z pokolenia na pokolenie opowieści o czynach przodków wyolbrzymiano, opakowywano narracyjnie, fantastycznie ozdabiano, czego przykładem są homeryckie eposy spisane kilkaset lat po wojnie trojańskiej.