Bunt jest wypowiedzeniem posłuszeństwa wobec władzy. W najłagodniejszej formie może nim być oddanie głosu w wyborach, w najbardziej brutalnej – zbrojna rewolta. W dziejach obywatel niejednokrotnie wypowiadał posłuszeństwo, gdy odbierano mu należne prawa. Poddany domagał się zmniejszenia obciążeń i odzyskania choć części przyrodzonej mu godności. Człowiek pozbawiony właściwości politycznych walczył po prostu o życie.
Psychologia sporo miejsca poświęca tyranom i mechanizmom, którym oni nieuchronnie podlegają. Trochę mniej – procesom, które doprowadzają do tego, że jedna grupa godzi się na upokorzenie i zniewolenie innej (z klasyczną teorią spirali przemocy – im więcej zła i niesprawiedliwości dozna ofiara, tym gorzej będą o niej myśleć pozostali, jeśli przemocy nie zapobiegli). Przełomem w tej dziedzinie był słynny więzienny eksperyment Philipa Zimbardo o tym, że w każdym z nas – także tym życzliwym, niekonfliktowym, dobrze prowadzącym się – tkwi potencjał agresora i oprawcy.
Z kolei dlaczego o bunt tak trudno, dobrze tłumaczy bazowa dla psychologii teoria zniewolenia. Jednostka zniewolona przestaje odpowiadać złem na zło – wręcz traci tę umiejętność. By ją odzyskała, potrzebny jest pełniący rolę zapalnika, niezłamany opresją buntownik (co ciekawe, prof. Leszek Nowak, badacz teorii rewolucji, dowodzi, że zwykle to prości ludzie buntują się pierwsi; intelektualiści, dysponując znacznie bogatszym systemem wyjaśnień, dłużej odraczają reakcję).
Kolejna ważna teoria – tzw. trójkąta dramatycznego, tłumaczy, dlaczego ci, którzy wyszli z roli ofiar, tak łatwo i często – wobec innych, słabych – wchodzą w role katów.
Bunt zrozpaczonych
Jednym z najbardziej haniebnych procederów w historii ludzkości było niewolnictwo.