Studium przypadku. Ameryka Łacińska: Panowie na koniach
Demokracja w Ameryce Łacińskiej
W zestawieniu z tradycją Amerykanów z Północy ta z Ameryki Łacińskiej to świat na wspak. Jankesi od zawsze zachowywali dystans wobec państwa, niezależnie od politycznych sympatii i afiliacji. Stany Zjednoczone powstały, gdyż w pewnym momencie historii przybyli tam osadnicy zapragnęli, by ich ziemię, pracę, dorobek i życie chroniła armia, policja, sądy. I – oczywiście – by uwolnić się od płacenia kontrybucji brytyjskiej koronie. Niemniej najpierw była wspólnota, purytańskie społeczeństwo – państwo pojawiło się jako skutek drogi rozwoju.
Emigrant, który osiedlał się w Ameryce Północnej, był ryzykantem lub wyrzutkiem, klasowo – najczęściej rzemieślnikiem, kontraktowym pracownikiem lub osadnikiem. Ten ostatni wydzierał ziemię naturze i tubylcom, uprawiał ją, żył z pracy własnych rąk i ludzi, których do pracy najmował. W krajach podbitych przez Hiszpanów i Portugalczyków było inaczej. Przybysz z Półwyspu Iberyjskiego, który osiedlał się w Ameryce Łacińskiej, przyjeżdżał z nadania europejskiej korony. Miał rządzić i administrować (pracą niewolników), nie pracować.
W Ameryce Łacińskiej to elita władzy kolonialnego państwa była architektem życia społecznego. Wszelki rozwój był inicjowany odgórnie. Tak samo było w XIX w. – już po uniezależnieniu się od europejskich monarchii. Państwo rozdawało przywileje lub je odbierało. W XX w. organizowało ludzi w organizacje społeczne, związki zawodowe i stowarzyszenia (np. Argentyna), partie polityczne (np. Meksyk). Było pracodawcą, niekiedy też filantropem. Panem, patronem. Zawsze w sercu wszystkiego, niezależne od tego, czy rządzący sprawowali władzę w wyniku demokratycznych wyborów czy zamachu stanu; czy mieli rysy raczej populistyczne czy oligarchiczne.
Gdy w latach 90., po rewolucji konserwatywnej Ronalda Reagana i Margaret Thatcher i ustanowieniu neoliberalnego konsensu waszyngtońskiego, państwo wycofało się z wielu funkcji (w Chile, Argentynie, Boliwii już w latach 70.