Barierą, która dzieli młodych Polaków od ich rodziców, w większości raczej dumnych z obecnej Polski, jest pamięć. Starsi wiedzą, że jeśli chodzi o PRL, to absolutnie nie ma do czego wzdychać. Ale o tym nie opowiadają, zresztą młodzi i tak nie chcieliby słuchać. Młodym trudno dogadać się ze starszymi także z powodu odmiennej perspektywy, z jakiej patrzą na dzisiejszą Polskę. Jeżdżą po świecie i widzą, że w innych krajach żyje się lepiej. Oczywiście najchętniej porównują się z tymi bogatszymi, na których tle nasz kraj ciągle wygląda żałośnie biednie. Nasze zarobki po prawie 30 latach kapitalizmu są trzykrotnie niższe niż niemieckie. Jednocześnie jesteśmy niechlubnym rekordzistą w zatrudnianiu na tzw. umowy śmieciowe. Młodszych boli to szczególnie – starzy zdążyli już się usadowić na etatach. Jeszcze bardziej boli brak perspektyw awansu – wielu wali głowami w szklany sufit – i zaciskające się na szyjach pętle kredytowe.
Starzy są wobec obecnej Polski o wiele bardziej wyrozumiali. Nawet jeśli porównują ją z Niemcami czy Francją i widzą różniący nas dystans, to dobrze pamiętają, że przed 30 laty wynosił on lata świetlne. I nie było nadziei, że kiedyś zacznie maleć. A przecież zmalał, w PKB na głowę już przegoniliśmy Grecję i Portugalię, doganiamy Hiszpanię. Młodych ta przebyta droga na ogół nie interesuje. Mają za to coraz większe wątpliwości, czy idziemy w dobrą stronę. Może trzeba skręcić bardziej w lewo albo jeszcze bardziej w prawo? Albo w ogóle zawrócić do 1989 r. i startować od początku? Ten wariant wydaje się najbliższy obecnej ekipie rządzącej.
Skoro tak, to tym bardziej warto wiedzieć, skąd przyszliśmy. Jak naprawdę wyglądała Polska na progu transformacji. Oto zaledwie trzy z wielu – zapomnianych – przykładów.