JOANNA SOLSKA: – Jaka partia reprezentuje interesy rolników?
JERZY WILKIN: – Mam kłopot z odpowiedzią. Tak naprawdę to żadna. Może w jakimś stopniu PSL – w tym środowisku lobby rolnicze jest jeszcze najmocniej reprezentowane. Na pewno nie Prawo i Sprawiedliwość.
Ale to właśnie PiS wygrało wybory parlamentarne dzięki dużemu poparciu mieszkańców wsi, a szczególnie rolników. Wśród nich głosy na tę partię oddało ponad 60 proc. wyborców.
Na pierwszy rzut oka to wielkie poparcie rolników dla PiS nawet badaczom może wydawać się zagadką. Po bliższym przyjrzeniu wszystko staje się jednak jasne. W badaniach ankietowych grupa „rolnicy” jest bardzo pojemna. Mieszczą się w niej wszystkie osoby, które mają co najmniej jeden hektar ziemi. Tak rozumianych rolników jest w Polsce 1,4–1,5 mln, a z rodzinami grupa rozrasta się do 5–6 mln. Tylko że ta wielka rzesza wcale nie jest jednorodna, więc trzeba ją zdezagregować. Wtedy okazuje się, że aż 70 proc. tych rolników nie żyje wcale z rolnictwa, ich dochody pochodzą głównie z innych źródeł. Łączy ich akceptacja dla polityki godnościowej Prawa i Sprawiedliwości, podobają im się też bliskie, wręcz serdeczne, stosunki tej partii z Kościołem. Interesy ekonomiczne tych rolników „nominalnych” są zupełnie różne niż interesy producentów rolnych, a często wręcz z nimi sprzeczne.
I ceny skupu ich nie dotyczą.
One są ważne dla właścicieli gospodarstw towarowych, czyli zaledwie około 300 tys. osób, a z rodzinami nie więcej niż 1,2 mln. Wielkie życiowe znaczenie mają dla nich także polityka państwa wobec rolnictwa oraz unijna Wspólna Polityka Rolna, z której korzystają w naprawdę dużym stopniu. Zrzeszają się w organizacjach branżowych, grupujących np.