Niemoralny kościół Trumpa
Bastion Donalda Trumpa – chrześcijańscy konserwatyści
We flagowym miesięczniku amerykańskich ewangelikałów „Christianity Today” wydanym latem 2019 r. znajdziemy artykuł pod znamiennym tytułem „Chaldejczycy z Detroit – amerykańska historia”. Owi Chaldejczycy to imigranci z Iraku, katolicy, którzy – jako najliczniejsza grupa uchodźców – osiedlili się w stanie Michigan. Prześladowani przez islamistów w kraju pochodzenia, w 2016 r. masowo zagłosowali na Donalda Trumpa zachwyceni jego antymuzułmańską retoryką. W ten sposób pomogli mu zdobyć stan uważany do tej pory za bastion demokratów i – ostatecznie – prezydenturę.
Jednak już w 2017 r. amerykańskie władze zapowiedziały deportację do Iraku ponad 1,5 tys. Irakijczyków imigrantów. Ciężar wyroku karnego nie miał znaczenia – najbanalniejszy występek sprawiał, że amerykańska administracja odsyłała ludzi do domu. Agenci hołubionej przez obecną administrację policji imigracyjnej ICE (Immigration and Customs Enforcement) wyłapywali niektórych ludzi na parkingu pod kościołami zaraz po zakończeniu mszy.
Przykład Chaldejczyków pokazuje jak w soczewce wszystkie etyczne, moralne i polityczne dylematy i paradoksy amerykańskiej religijnej prawicy, która w 2016 r. masowo poparła – i nadal popiera – prezydenta Donalda Trumpa.
Wybory chrześcijańskich konserwatystów
Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że narcystyczny milioner, który nie umie wymienić poprawnie nawet jednej księgi Biblii, unika płacenia podatków, zdradza kolejne żony i jeszcze się tym chwali – powinien być ostatni na liście potencjalnych liderów chrześcijańskiego i konserwatywnego ruchu. Prezydent Trump otwarcie okazuje lekceważenie elitom: politykom, mediom, akademikom. To polityk, który mówi, co mu ślina na język przyniesie bez żadnych zahamowań.