W Polsce nie ma bogatej tradycji życia pośród sztuki. Dowodem na to jedenastotomowe „Dzieje rezydencji na dawnych Kresach Rzeczypospolitej”. Roman Aftanazy opublikował w nich tysiące archiwalnych fotografii przedstawiających wnętrza. Ściany dekorują ryngrafy, biała broń, obrazy o treści religijnej, portrety przodków. Lektura „Zbiorów polskich” Edwarda Chwalewika potwierdza, że sztuka nie była u nas towarem pierwszej potrzeby. Jeśli jednak dla kogoś nieprzesadnie zamożnego dziś jest, dokąd powinien pójść, by ją zdobyć?
Po płótno
Miejscami, które oferują najwięcej, są aukcje sztuki młodej i aktualnej, na których kupić można przede wszystkim malarstwo. Wymyślono je w 2008 r., kiedy krajowy rynek sztuki ostro przyhamował po globalnym kryzysie finansowym. Początkowo wszystkie ceny wywoławcze wynosiły 500 zł, co miało przyciągnąć nowych klientów. Antykwariusze liczyli na to, że z czasem zaczną oni kupować droższe obiekty i krajowy rynek odżyje. Był to handlowy eksperyment, który okazał się udany.
W ostatnich latach już ponad 40 proc. obrazów wylicytowanych na krajowych aukcjach to właśnie sztuka młoda i aktualna – w 2020 r. sprzedano 5085 prac. Na wzrost popytu rynek zareagował wzrostem cen. Jak podaje portal Artinfo.pl w 2020 r. średnia cena na tych aukcjach wyniosła 2794 zł (rok wcześniej było to 1965 zł, a w 2017 r. – 1549 zł). Słowem, jest coraz drożej, ale ciągle jeszcze na tyle tanio, że by kupić wartościowy obraz, nie trzeba dysponować setkami tysięcy.
W raporcie Artinfo.pl można także znaleźć ranking pięćdziesięciu młodych artystów, których prace sprzedają się najlepiej. Ruch jest tam spory, zmiany miejsc – gwałtowne, pańska łaska kupujących na pstrym koniu jeździ. Na przykład Dominik Smolik, który w 2019 r.