Przykuci kajdanami, plecami do świata, twarzami odwróceni od światła. Skazani na dostrzeganie zaledwie cieni, które na ścianę jaskini rzucają rzeczy prawdziwe. Oto kim jesteśmy, zdaniem Platona i jego wyznawców: więźniami jaskini. I nawet nie zadajemy sobie trudu zrzucenia więzów i zbadania, czym świat jest naprawdę. Cienie to obiekty, struktury, gwiazdy i atomy. Realność zaś – twierdzili platonicy – jest matematyką. Wydawać by się mogło, że to pogląd nieco archaiczny, ale wśród tzw. znanych i szanowanych współczesnych fizyków jest co najmniej kilku, którzy go podzielają.
Na przykład Max Tegmark, amerykański kosmolog szwedzkiego pochodzenia, pracujący w Massachusetts Institute of Technology (najlepszej politechnice świata) i szef Foundational Questions Institute, instytucji badającej idee wysokiego ryzyka. Zarysował niedawno wielopiętrowy model kosmologiczny, którego i wielki grecki filozof by się nie powstydził.
Na pierwszym poziomie wszechświat Tegmarka ma strukturę fraktalną (elementy składowe są podobne do całości), rozrastającą się w nieskończenie wiele odnóg. Wynika ona wprost z tzw. teorii inflacji („jeśli tylko weźmie się podsuwane przez nią wyniki na poważnie, czego fizycy zwykle nie robią, jakby bali się własnych pomysłów” – mówi Tegmark). Wszechświaty równoległe są zbliżone do naszego – podobne są gwiazdy, planety i cała reszta.
Ale ta struktura pierwszego rzędu jest tylko jedną z nieskończenie wielu części większej całości – i w każdej z tych części obowiązują inne prawa fizyki (co wyjaśniałoby dziwne dostrojenie przeróżnych parametrów do potrzeb życia w naszym zakątku wielkiego wieloświata). To z kolei sugestia płynąca z teorii strun.
Jest też struktura trzeciego rzędu, w której realizują się wszystkie możliwe warianty ewolucji struktury niższego rzędu.