Dlaczego nie potrafimy wygrać wojny z rakiem?
81. Dlaczego nie potrafimy wygrać wojny z rakiem?
Rak to po zawałach serca i udarach mózgu najczęstsza przyczyna zgonów w krajach rozwiniętych. Daje nam lekcję pokory wobec ograniczeń medycyny, bo wciąż wydaje się niepokonany. Powodem jest w dużej mierze sama natura nowotworów: mogą one rozwijać się skrycie w komórkach przez kilkanaście, a czasem nawet ponad 20 lat, i dopiero dawać zauważalne objawy. W poznawaniu przyczyn raka (podobnie jak w leczeniu niektórych jego postaci) naukowcy zrobili postępy, ale sami przyznają, że nie są w stanie trafić do źródeł zmian genetycznych, które zapoczątkowują proces nowotworzenia.
Inna przyczyna rosnącej liczby zachorowań to rosnąca długość życia – oprócz genów drugim czynnikiem predysponującym do raka jest bowiem... starość. W Polsce wykrywa się rocznie ok. 1 tys. przypadków raka u dzieci – są to głównie białaczki, guzy mózgu i chłoniaki – ale większość nowotworów na skórze lub w narządach wewnętrznych daje o sobie znać w wieku co najmniej średnim. U osób poniżej 50. roku życia niezwykle rzadko bywa rozpoznawany rak trzustki, a po przekroczeniu tego wieku z każdą dekadą ryzyko jego wystąpienia się podwaja. Podobnie z nowotworem jelita grubego, piersi czy prostaty. (Te cztery nowotwory zbierają największe żniwo).
Czy należy przez to rozumieć, że istnienie chorób nowotworowych wpisane jest w naszą egzystencję i skoro za wszelką cenę zabiegamy o to, by żyć jak najdłużej – z ryzykiem raka należy pogodzić się tak jak z siwiejącymi włosami? Poniekąd tak, choć trzeba zdać sobie sprawę, że w tej ustawicznej wojnie rozgrywającej się w naszym organizmie między komórkami, z których gotów jest rozwinąć się guz, a układem odporności i zestawem genów stojących na straży kontrolowanego podziału komórek (gdy ta linia obrony zawiedzie, tworzą się mutacje sprzyjające nowotworom), nie jesteśmy wcale bezwolnymi obserwatorami.