Zaczęło się od pomysłu rzuconego w redakcyjnym korytarzu jeszcze w dawnej siedzibie POLITYKI przy ul. Miedzianej. Rzucającym był Zdzisław Pietrasik, wieloletni szef działu kultury pisma, zmarły w 2017 r. Sama idea miała być reakcją na zmieniający się krajobraz kulturalny Polski. „Dziś nikt nie ustala hierarchii w kulturze, na pewno nie w takim znaczeniu jak kiedyś” – mówił w jednym z wywiadów. Stąd pomysł, aby do typowania najciekawszych twórców z poszczególnych dziedzin zaprosić wielu krytyków i recenzentów z różnych mediów. W etapie drugim najlepszych spośród tych zgłoszeń wybierać miała kapituła redakcyjna.
A skąd nazwa „paszport”? Ten dokument – dziś wydawany z urzędu, a w wielu wypadkach niepotrzebny – przez dekady upoważniał do wyjazdu z kraju. I miał wartość o tyle szczególną, że trudno go było zdobyć. (Choć na pewnym etapie pojawiła się też inna propozycja nazwy nagrody: Złote Pietrasiki).
Dlaczego wskazanie dotyczyło tych, którzy mieli wyjechać w świat? Kryło się za tym pewne spostrzeżenie ówczesnego zespołu redakcyjnego – z pracującym w dziale do dziś współtwórcą nagrody Piotrem Sarzyńskim – związane z pierwszą połową lat 90. Polacy masowo nadrabiali zaległości z masowej, zachodniej kultury. Redakcji chodziło o to, aby zwrócić uwagę na polskich twórców, którzy także mają „klasę międzynarodową”. Zwłaszcza na młodych, dla których wsparcie publiczne wydawało się niewystarczające. Cały instytucjonalny aparat kultury wyglądał zupełnie inaczej niż dziś.
Lata 90. przyniosły też ruchy górotwórcze w finansowym krajobrazie kultury. Na tej masowej, dostosowującej się do oczekiwań rynku, można było zarobić niewspółmiernie więcej niż wcześniej. Także media kierowały się silniej niż dotąd parametrem tego, o czym się pisać opłaca.