By myśl była mocna
Sakowicz: chęć przemian. Rozmowa z tancerzem i choreografem
JULIA HOCZYK: – Jako nastolatek zajmowałeś się tańcem towarzyskim, o czym nawet zrobiłeś spektakl „Masakra”. Jak w twoim życiu pojawił się tak odmienny od niego taniec współczesny, celebrujący raczej wolność artystyczną, niż trzymający się sztywnego gorsetu formy czy poddający ciało opresyjnej normatywizacji?
PAWEŁ SAKOWICZ: – Tańcem towarzyskim zajmowałem się przez 10 lat, a później w ogóle zrezygnowałem z tańca, by po kilku latach zatęsknić za jakimś innym rodzajem pracy z ciałem. Na początku odpowiedzią na tę tęsknotę były rozmaite warsztaty tańca współczesnego, a następnie studia magisterskie z choreografii i performansu w The Place – London Contemporary Dance School. Taniec towarzyski to dążenie do perfekcji, technika, powtarzalność, a taniec współczesny czy nowy taniec w dużej mierze – wciąż w to wierzę – jest wolny, swobodny, krytyczny. „Masakrę” w Nowym Teatrze w Warszawie (2019 r.) zrealizowałem dlatego, że zatęskniłem za tym wszystkim, czego miałem dość, gdy kończyłem karierę tancerza towarzyskiego. Ale wzbogaciłem to o dyskurs kulturoznawczy i narzędzia związane z nową choreografią. Są to więc bardzo oddalone style, ale oba rozwijają mnie jako choreografa.
Czy przez tych ostatnich 10 lat dużo się zmieniło w zakresie możliwości rozwoju dla tancerzy i choreografów?
Mam świadomość swojej uprzywilejowanej pozycji, jak na polskiego artystę tańca i choreografa: jestem aktywny przez ostatnią dekadę, mogę robić swoje prace i z nimi podróżować. Mam wrażenie, że świadomość odbiorców kultury na temat tańca jest coraz większa – coraz więcej choreografii jest w teatrze i w sztukach wizualnych czy w popkulturze, galerie ogłaszają zwrot performatywny w sztuce XXI w.