Już w latach 90. nie do końca świadomie tworzące nastolatki chciały powiedzieć coś o Polsce, a dziennikarze wrzucali ich do jednego worka. „Hip-hop jest punk rockiem końca lat 90. Jest prosty, surowy, zaangażowany, publicystyczny i bardzo, bardzo radykalny” – pisał Robert Leszczyński w opublikowanym przez „Gazetę Wyborczą” w 1998 r. manifeście. Tworzył obraz pokolenia świadomego ciemnych stron kapitalizmu. „Wczesna inicjacja seksualna, zagrożenie wirusem HIV, przeliczanie wszystkiego na pieniądze, upadek autorytetów związany z czasem zmian i przewartościowań” – próbował charakteryzować tych, których nazywał pokoleniem blokersów.
Nie wszystek blokers
I w rodzimym rapie znajdziemy nagrania potwierdzające te tezy już u pionierów. Pierwsze oficjalne wydawnictwo poznańskiego Slums Attack z 1996 r. to ataki na policję, która „dokucza” – poniża, torturuje, bierze łapówki. Dzielnica Jeżyce już w tytule utworu porównana zostaje do nowojorskiego Bronksu, „krew płynie kanałami”, a „w bramach stoją nieletnie prostytutki”. Katowicki Kaliber 44 w debiucie z tego samego roku – roku „Księgi tajemniczej” – bardziej wierzył w marihuanę niż w Boga, zaś Magik, jeden z trzech raperów w zespole, zapis rozchwiania emocjonalnego towarzyszący oczekiwaniu na wynik testu na HIV przekuł w singlowy „Plus i minus”. „Skandal”, album warszawskiej Molesty z 1998 r., okazał się skandalem ze względu na otwarcie chuligański charakter. Przekonywał, że „dilowanie rąk nie brudzi”, a „28 dzień wrześniowy” uczynił do dziś przypominanym dniem opresji z rąk organów ścigania. Antypolicyjne hasło HWDP funkcjonowało w przestrzeni publicznej.