W maju 2015 r. reklamowe centrum wszechświata, nowojorski Times Square, należało do Geralta z Rivii, sięgającego po miecz. Jego kilkunastometrowa sylwetka, wyświetlana na wyeksponowanym ekranie, górując nad rwącymi potokami przechodniów i żółtych taksówek, anonsowała premierę gry „The Witcher 3: Wild Hunt”. Gry tak oczekiwanej przez miłośników tego medium, jak miłośnicy kina akcji oczekują na kolejną odsłonę przygód Jamesa Bonda. I nikt z zainteresowanych nie wątpił, że – parafrazując Leonarda Cohena – podbój Manhattanu to dla kolejnej polskiej produkcji o Białym Wilku zaledwie preludium do podboju świata. Niezliczone laury dla Najlepszej Gry Fabularnej Roku, czy wręcz Najlepszej Gry Roku, jakie zdobyła najnowsza odsłona cenionej w świecie serii o Wiedźminie, były tylko potwierdzeniem werdyktu, jaki wydała zachwycona publiczność. To był szczytowy, największy w historii polskiej popkultury moment chwały.
Pięć lat później na tym samym, jednym z najdroższych do wynajęcia, ekranie na Times Square pojawiła się reklama gry „Cyberpunk 2077”, anonsująca premierę na 10 grudnia. Oczekiwania były również olbrzymie, tym razem jednak o gigantycznym sukcesie nie było mowy. Nabywców czekało rozczarowanie – w wielu przypadkach tak głębokie, że oburzeni zwracali grę, żądając zwrotu pieniędzy. Premiera „Cyberpunka 2077” przeszła do historii jako skandal, przykład spektakularnego partactwa i hucpy. Fatalny stan techniczny produktu, zwłaszcza w przypadku edycji przygotowanych z myślą o starszych, mniej wydajnych konsolach, w wielu przypadkach wręcz uniemożliwiał zabawę. Sklep Sony wycofał z tego powodu grę ze sprzedaży – precedens w przypadku tak dużej produkcji niesłychany. Tym razem reklama na Times Square towarzyszyła największej kompromitacji polskiej popkultury w historii.