Niezbędnik

Studium przypadku. USA: już plutokracja?

Czy demokracja amerykańska jest na zakręcie?

Banknot dwudolarowy – Thomas Jefferson podpisuje Deklarację Niepodległości. Banknot dwudolarowy – Thomas Jefferson podpisuje Deklarację Niepodległości. Alamy Stock Photo / BEW
Amerykańska demokracja – jeden z najbardziej udanych ­eksperymentów politycznych w historii świata – przechodzi właśnie swój najtrudniejszy test.

Amerykański model władzy istotnie różni się od demokratycznych ustrojów w większości krajów Europy. Twórcy konstytucji USA położyli szczególny nacisk na check-and-balance, mechanizm wzajemnej kontroli i równoważenia się wszystkich instytucji państwa, aby nie dopuścić do nadmiernej dominacji jednej z nich. W Europie też obowiązuje zasada trójpodziału władz – wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej – ale jedna z dwóch pierwszych zwykle mocniej dzierży ster rządzenia.

W USA w sprawach krajowych prezydent niewiele może bez zgody Kongresu. W kwestiach gospodarki i polityki społecznej Izba Reprezentantów ma władzę portfela, tzn. decyduje o wydatkach budżetowych i podatkach. Nominacje do gabinetu i sądów federalnych musi zatwierdzić Senat. Prezydent może wydawać dekrety, a ściślej tzw. rozporządzenia władzy wykonawczej, ale sądy są w stanie je unieważniać. Większą samodzielność prezydent ma w dziedzinie polityki zagranicznej, ale i ona jest ograniczona, bo traktaty międzynarodowe wymagają ratyfikacji przez Senat, a rozpoczęcie wojny – odpowiedniej deklaracji Kongresu, choćby post factum. Wszystkie ustawy Kongresu z kolei wymagają podpisu prezydenta, a do uchylenia jego weta potrzeba większości dwóch trzecich głosów. Do konfliktów dochodzi głównie wtedy, gdy lokator Białego Domu reprezentuje inną partię niż ta, która ma większość na Kapitolu, jak obecnie.

W praktyce jedna ze stron zwykle zyskiwała pewną przewagę. W XIX w. dominował raczej Kongres, natomiast w XX w. role zaczęły się odwracać, m.in. w związku z wychodzeniem USA ze skorupy izolacjonizmu i zyskiwaniem przez nie statusu mocarstwa globalnego. Od Wielkiego Kryzysu i II wojny światowej rośnie potęga urzędu prezydenckiego. W drugiej połowie ubiegłego wieku personel Białego Domu i departamentów federalnych (ministerstw) zwiększył się kilkakrotnie, podobnie jak częstotliwość korzystania przez prezydentów z dekretów i działań za granicą bez zgody lub wiedzy Kongresu.

Niezbędnik Inteligenta „Krótka historia demokracji” (100129) z dnia 19.03.2018; Studium przypadku; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Studium przypadku. USA: już plutokracja?"
Reklama