O Polityce

Trap to nie rap

Po lekturze artykułu „Będąc młodym raperem”

Chciałbym doprecyzować kilka informacji zawartych w artykule Michała Klimko „Będąc młodym raperem” (POLITYKA 50). Mam 17 lat i chociaż nie mam wielkiego pojęcia o tzw. new schoolu, to jednak sądzę, że stwierdzenie: „Trap to nowy nurt w rapie”, jest krzywdzące.

Dlaczego? Bo w rapie chodzi o autentyczność. Autentyczność, której brakuje dzieciakom tworzącym banały, z którymi łatwo się identyfikować (każdy melanżuje, tylko jaka jest tego wartość?) albo powtarzającym bardzo już nieświeży motyw „chłopaka z bloków”. (…) To nie jest już szczere wyznanie, raport z osiedla, ale wyrachowany chwyt wizerunkowy, żeby się jak najlepiej sprzedać. Bo klasyk nie wiedział, że pisze klasykę – przekazywał bardzo dosadnie to, co myślał o swojej rzeczywistości.

Natomiast celem trapera nie jest przekaz, tylko wbicie sobie fejmu, o czym zresztą nieraz wspomina. Peja rapował: „Po hajs wyciągniesz dłonie/zanim skur… położysz je na mikrofonie”. I ten sam Peja dodaje, że „wciąż reprezentuje biedę” – i tu właśnie tkwi różnica: w opowieści o trudnej przeszłości wkrada się fałszywa nuta, jeśli są pisane w mercedesie, a rapowanie o dzielni, mając w szafie ubrania od Gucciego, to farsa. (…) Trap różni się także tematami. Żaden raper nie oparłby swoich tekstów na narkotykach, łatwych dziewczynach i imprezach. Można na niego patrzeć jak na nieudolnego poetę z niewyszukanym, ale szczerym przekazem (w Hiszpanii istniała nawet grupa o nazwie El Club de los Poetas Violentes). New school pozbawia złudzeń i pomimo sporej autoironii, nadal należy zadać sobie pytanie, gdzie tkwi sens pisania, gdy „nie ma się nic do powiedzenia”.

Polityka 1.2020 (3242) z dnia 29.12.2019; Do i od Redakcji; s. 106
Oryginalny tytuł tekstu: "Trap to nie rap"
Reklama