Adam Szostkiewicz w artykule „Milczenie Pasterza” (POLITYKA 16) wyraża uzasadnione zaniepokojenie „dyplomacją dla dobra pokoju” papieża Franciszka uprawianą w momencie, gdy obok nas trwa najbrutalniejsza od 1945 r. wojna na wyniszczenie. To nie tylko inna perspektywa geopolityczna papieża z Nowego Świata tłumaczy powściągliwość głowy Kościoła katolickiego. Wygląda na to, że Watykan nie odrobił należycie lekcji z historii obu wojen światowych, które odsłoniły dwuznaczność jego dyplomacji.
Już w 1917 r. Eugenio Pacelli, przyszły papież Pius XII, gdy rozpoczynał swą nuncjaturę w Monachium, otrzymał Instrukcję Sekretariatu Stanu Kurii Watykańskiej, która zobowiązywała do nieobciążania winą za wybuch wojny żadnego państwa. Do winnych zaliczono natomiast massoneria europea, której przypisano zamiar zniszczenia Bożego Kościoła i katolickich dynastii w Europie, a za głównych wrogów, którym nakazywano się przeciwstawić, uznano liberalizm, socjalizm i protestantyzm. Jeszcze Pius X nazwał w sierpniu 1914 r. Niemców „najlepszymi katolikami świata”. Zdanie to podtrzymał jego następca Benedykt XV, a niemieccy katolicy odwdzięczyli się, zbierając podczas wojny na potrzeby Watykanu 12 mln marek; więcej aniżeli wszystkie pozostałe kraje razem wzięte.
Oportunizm polityczny stolicy apostolskiej w latach 30. XX w. wyrażał rozdarcie między potępieniem nazistowskiego światopoglądu a przeświadczeniem, iż dla dobra pokoju niezbędne jest zachowanie poprawnych stosunków z kanclerzem III Rzeszy. Dla kardynała Pacellego, legalisty, Hitler reprezentował legalną władzę państwa. Zarówno jako nuncjusz papieski w Niemczech, później kierujący polityką zagraniczną Watykanu, wreszcie jako papież (wybrany 2 września 1939 r.