O Polityce

Co oznacza lex Tusk – czyli o co chodzi Kaczyńskiemu

Mateusz Morawiecki Mateusz Morawiecki Bartek Kiełbowicz

PiS broni się i bronić się będzie przed krytyką tej haniebnej decyzji z zewnątrz i wewnątrz, mówiąc: O co ten cały rwetes? Prawo przyjęto zgodnie z procedurami, nikogo nie skazano, nikogo nie wyeliminowano z życia publicznego.

Nie wiemy, jak daleko posuną się w swej bezczelności i bezprawiu. Wiemy, a raczej wiedzieć powinniśmy, jakie są intencje. Te są oczywiste: najważniejszym i najbezpieczniejszym krokiem ku temu, aby wygrać nadchodzące wybory, jest narzucenie narracji w przedwyborczych miesiącach.

W polityce i walce o władzę najważniejsza jest narracja (parafrazując „It is the economy, stupid” – „Rzecz sprowadza się do narracji, głupcze”). Zwłaszcza dziś, kiedy fakty mają mniejsze znaczenie, bo media społecznościowe zacierają granice między fałszem i prawdą. Jarosławowi Kaczyńskiemu wiele można zarzucić, ale nie brak sprytu. Chciałby widzieć Donalda Tuska na politycznej banicji, a najlepiej – za kratkami. Ale na razie musi wygrać, aby mafia nie doczekała się rozliczeń. A do tego trzeba, aby kraj nie mówił:

o bezprawiu i gigantycznym rozkradaniu państwa

o mafijnych praktykach na skalę niespotykaną w Rosji, Turcji czy na Węgrzech

o niszczeniu oświaty, kultury i nauki

o zapaści w służbie zdrowia

o ignorantach, którzy rządzą gospodarką

o klęsce publicznych finansów

o niszczeniu polskiego wojska przez buńczucznych niedorajdów

o niszczeniu naszej reputacji przez dyplomatołków

o niszczeniu wolnych mediów

o niszczeniu polskich sojuszy

o podważaniu naszego miejsca w Unii i traktowaniu jej wyłącznie jak bankomatu

o złodziejach, którzy krzyczą bez ustanku „łapaj złodzieja!

Polityka 24.2023 (3417) z dnia 05.06.2023; Do i od redakcji; s. 98
Reklama