Po sześcioletniej przerwie wróciły Ogrody POLITYKI w Elblągu. Jasne, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale, jak zauważył red. nacz. Jerzy Baczyński przy powitaniu gości, w czym towarzyszył mu prezydent Elbląga Michał Missan, trudno nie wracać do wspomnień, wszak teraz odbyła się 17. edycja imprezy, która tematycznie i personalnie wiąże się z kolejnymi wydaniami Paszportów POLITYKI i trwale wpisała się w historię tygodnika.
Tak jak było w przeszłości, również i teraz Ogrody miały charakter wielodyscyplinarny: odbyły się panele dyskusyjne (m.in. o kanonie lektur i polskich traumach), był plenerowy spektakl teatru Biuro Podróży, bardzo ciekawe spotkanie z pisarzem Pawłem Sołtysem, który znany jest publiczności muzycznej jako Pablopavo. Ale, tak jak dawniej, wszyscy czekaliśmy na koncerty. W piątek można było posłuchać znakomitego występu Łony, Koniecznego i Krupy, poprzedzonego koncertem Sennego, artysty z zupełnie innej bajki niż raper Łona. Senny mógł się kojarzyć z klimatem ballady albo nostalgią beatlesowską, a Łona z kolegami wiadomo – z muzyczno-słowną relacją z naszej trudnej codzienności, co poznaliśmy dzięki albumowi „Taxi”.
Oczywiście największe oczekiwania dotyczyły koncertu Lecha Janerki. I słusznie. Mimo dolegliwego deszczu publiczność się nie zawiodła. Słuchaliśmy najnowszych utworów ze świetnej płyty „Gipsowy odlew falsyfikatu” i starych, niezapomnianych hitów z „Jezu, jak się cieszę” na czele. 72-letni artysta po raz kolejny dowiódł, że w jego przypadku doświadczenie twórcze i życiowe pięknie przekłada się na formę sceniczną. Zachwyceni byli nie tylko rockfani-weterani, ale też młodzież, która, jak przekonywał mnie gospodarz miejsca, czyli dyrektor Biblioteki Elbląskiej Jacek Nowiński, nie znalazła się tu przypadkowo.
Ostatniego dnia Ogrodów, kiedy skończyła się rozmowa z Pawłem Sołtysem, do Sali „U Świętego Ducha” Biblioteki Elbląskiej, gdzie odbywały się debaty panelowe, zawitała orkiestra Brass Federacja, kończąc swój przemarsz ulicami Elbląga. Zaiste, niezwykłe to zjawisko muzyczne.
No i wreszcie koda całego wydarzenia: koncert Jazz Bandu Młynarski-Masecki, który wrócił do Elbląga, by dać jeden z ostatnich, jeśli nie ostatni, wspólny koncert. Zespół, jak zapowiada, kończy swoją działalność, w przekonaniu, że zrobił, co było do zrobienia. Koncert był perfekcyjnie przygotowany. I nie chodzi wyłącznie o pianistyczną wirtuozerię Maseckiego ani o urzekający, croonerski wokal Młynarskiego, lecz o całą orkiestrę. To brzmiało naprawdę genialnie. Jedno jest pewne – wszyscy, którzy odwiedzili tegoroczne Ogrody na pewno będą je wspominali z satysfakcją, a może też z nutką rozrzewnienia. Za rok wracamy.
Więcej na polityka.pl