Artykuł pochodzi ze specjalnego wydania POLITYKI „Pomocnik historyczny. Historia Arabów” z 2011 r.
***
„Orientalizm” Saida.
Po zamachach 11 września 2001 r. przerażeni Amerykanie pytali: Czemu oni nas tak nienawidzą? Gdyby czytali mieszkającego w USA Palestyńczyka Edwarda Saida, znaliby odpowiedź. Zawiera ją książka Saida „Orientalizm”. Wyszła w Stanach w 1978 r. (wydania polskie 1991, 2005 r.). To jego najbardziej znane dzieło. Przełożone na kilkadziesiąt języków, stanowiło kamień milowy we współczesnej humanistyce. Sukces ten nie był oczekiwany; Said miał kłopoty ze znalezieniem wydawcy. Jego wizja stała w sprzeczności z dominującymi w głównym nurcie zachodniej debaty poglądami na sprawy palestyńskie, arabskie, a zwłaszcza izraelskie. Amerykański wydawca proponował Saidowi zaliczkę 250 dol.
Pytacie, czemu was nienawidzą? Chodzi o wasze wyobrażenia o świecie Wschodu, odpowiadał Said. Nazwał je orientalizmem, od popularnego w kulturze zachodniej określenia Orient. Otóż ten Orient jawi się wam jako tajemniczy, a przez to atrakcyjny, wręcz fascynujący, lecz w ostatecznej analizie kulturowo niższy – twierdził Said. I podawał przykłady wzięte z dzieł zachodnich literatów, polityków, filologów, podróżników, historyków i kolonialnych urzędników.
Taki obraz miał kolosalne konsekwencje. Służył zachodnim kolonizatorom świata Wschodu. Nawet John Stuart Mill, patron liberalizmu, i Karol Marks zaliczają się w ujęciu Saida do tego samego obozu. Obaj ci filozofowie – pisze Said – uważali, że swobody obywatelskie, rządy przedstawicielskie, dążenie człowieka do indywidualnego szczęścia nie mają zastosowania w świecie Wschodu, a to z powodów, które dzisiaj nazywamy rasizmem.
W rozważaniach Saida pojawia się, też w roli negatywnej, Joseph Conrad. Jego słynną powieść „Jądro ciemności” („Heart of Darkness”; posłużyła za inspirację Francisowi Fordowi Coppoli do filmu „Czas apokalipsy”, 1979 r.) Said wpisuje w kontekst europejskich dzieł propagujących rasizm i przygotowujących w ten sposób grunt pod grabież ziem i masowe wypędzenia rdzennej ludności na kontynentach objętych zachodnią ekspansją. Np. Robert Knox, szkocki chirurg i anatom, autor dzieła „The Races of Men” (1850 r.), podzielił ludzi na rasę białą, produktywną, i rasę ciemnoskórych – marnotrawców na niższym poziomie rozwoju.
Inni autorzy zachodni badali mapy, by ustalić, jakie terytoria są zajęte i przez jakie ludy, na jakim poziomie rozwoju i cywilizacji, a jakie są niezamieszkane. Namiętność do map wyznaje Marlow, bohater powieści Conrada. Dla Saida Conrad jest brutalnie szczerym rzecznikiem idei podboju globu. Ta idea ma być moralnym alibi osłaniającym użycie siły i przemocy wobec tych, którzy staną na drodze ekspansji cywilizacji zachodniej, a ściślej – europejskiej, polegającej na eksporcie modelu społeczeństwa metropolitalnego. Odtwarzanie małych Europ w Azji, Afryce, obu Amerykach, dokonujące się za cenę dyskryminacji i wykluczenia tubylców, uważane było na Zachodzie za właściwe i normalne. Do tak traktowanych tubylców zalicza Said także swoich rodaków. Wylicza cytaty z prac Brytyjczyków już w XIX w. szykujących w jego interpretacji grunt pod aneksję Palestyny przez syjonistów. Lord Kitchener, wybitny wojskowy i dyplomata, biorący w latach 70. XIX w. udział w mapowaniu Ziemi Świętej, wyraził nadzieję, że uda się odebrać zrujnowane zabytki z czasów Jezusa z rąk Arabów – tych „nieokrzesanych i bezwzględnych niszczycieli”.
Inny autor, archeolog R.A.S Macalister (1870–1950 r.), pisze, że nie będzie przesadą stwierdzenie, iż na przestrzeni długich wieków miejscowa ludność Palestyny nie wniosła niczego do cywilizacji materialnej, a kraj należy uznać za jeden z najbardziej zacofanych. Zdaniem francuskiego archeologa i badacza Wschodu Karola Clermont-Ganneau (1846–1923 r.) „cywilizacja arabska jest złudzeniem, ostatnim promieniem cywilizacji Greków i Rzymian, gasnącym w bezsilnych choć czcigodnych rękach islamu”.
Edward Said.
Autor „Orientalizmu” miał skomplikowaną tożsamość. Urodził się w 1935 r. w rodzinie palestyńskiej. Ale ojciec, pochodzący z Jerozolimy, otrzymał obywatelstwo amerykańskie i służył pod komendą generała Pershinga we Francji podczas I wojny światowej. Po wojnie ojciec robił interesy w Palestynie. Imię Edward nadała Saidowi urodzona w Nazarecie matka, wielbicielka księcia Walii, a później króla Edwarda VIII.
Do szkoły młody Said chodził w Egipcie, gdzie patrzono nań jak na kuriozum: Palestyńczyk o angielskim imieniu i z amerykańskim paszportem, mówiący po arabsku, angielsku i francusku. „Uczono mnie – wyznawał po latach – wierzyć i myśleć jak Anglik, a zarazem tak, bym zrozumiał, że jestem obcy, jestem pozbawionym europejskich korzeni Innym. Oddzielała mnie od Nich bariera języka, kultury, rasy, narodowości. Wcale nie pomagało to, że ochrzczono mnie i bierzmowano w Kościele anglikańskim, w którym śpiewało się religijne pieśni o żołnierzach Chrystusa, co w moim przypadku znaczyło, że jestem zarazem agresorem i ofiarą agresji”.
Na studia ojciec wysłał go do surowej purytańskiej szkoły w Ameryce. Kultura zachodnia go fascynowała. Arabskie pochodzenie początkowo, w latach przed wojnami arabsko-izraelskimi (art. s. 101), w których USA wzięły stronę Izraela, nie było problemem. Ale w miarę jak konflikt palestyńsko-arabsko-izraelski się zaostrzał, Said miał coraz większe trudności po obu jego stronach. Ignorowano, że jego niecodzienna droga życiowa i formacja umysłowa czyni z niego tak potrzebnego potencjalnego moderatora sporu i dialogu o problemie bliskowschodnim, zdolnego wysłowić i rozważać racje obu obozów. Said nie wierzył w przemoc, terror, rewolucję narodowo-wyzwoleńczą, był za pojednaniem i współistnieniem Arabów i Izraelczyków. „Zawsze zastrzegałem sobie prawo do krytyki – tłumaczył swoją postawę – nawet wtedy, gdy krytycyzm zderza się z solidarnością i tym, co inni uważają za obowiązek lojalności względem własnego narodu”. I dodawał, że tożsamości kulturowych uznanych za niższe należy bronić, ale ten nakaz nie ma nic wspólnego z upiększaniem wszelkiej przeszłości dla potrzeb bieżących.
Z takim nastawieniem nie mógł brać serio popularnej na Zachodzie idei zderzenia cywilizacji, puszczonej w szeroki obieg przez amerykańskiego politologa Samuela Huntingtona. Uważał ją za produkt ignorancji. I zazdrosnego podejścia do dziedzictwa trzech religii Abrahama: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Prowadzi to do fałszywej percepcji tych religii i ich wyznawców jako skazanych na konfrontację. Lecz po zamachach 11 września Zachód, a zwłaszcza Ameryka, nie myślała Saidem, tylko Huntingtonem. Za konsolidację dumy narodowej zapłaciła odrzuceniem idei współpracy wynikającej z tego, że nasz świat jest siecią współzależności.
Niedługo przed śmiercią Saida w 2003 r. brytyjski historyk Tony Judt podkreślał, że Saida doprowadzał do furii niedoinformowany antyamerykanizm arabskich intelektualistów i studentów, wykazujących całkowite niezrozumienie złożoności współczesnych społeczeństw zachodnich. „Ale jako Amerykanin był przede wszystkim sfrustrowany polityczną krótkowzrocznością swojego kraju: tylko Ameryka może przerwać morderczy impas na Bliskim Wschodzie, ale czego Stany Zjednoczone nie chcą jasno zobaczyć, temu nie mogą zaradzić”.
Krytycy Saida.
Idee Saida przeorały zachodnie środowiska intelektualne, akademickie, polityczne. Wymierzona w orientalizm narracja Saida zrodziła zażarte dyskusje nie tylko wśród orientalistów. Wśród krytyków Saida znaleźli się wybitni znawcy tematu. Najbardziej znany, brytyjsko-amerykański historyk Bernard Lewis (ur. 1916 r.), oskarżył Saida, że zatruł swym antyzachodnim orientalizmem naukowe studia orientalistyczne. Oczernił długi szereg zachodnich badaczy kultury i cywilizacji Wschodu, dawnych i współczesnych, bo przypisał im złowrogie zamiary polityczne.
Spór miał wymiar personalny, bo Said widział w Lewisie mentora właśnie tej wersji orientalizmu, którą Said oskarżał o generowanie niechęci do Arabów i świata islamu. Tymczasem Lewis ma na koncie fundamentalne studia na temat kultury i historii arabsko-islamskiej w wiekach średnich. Po powstaniu państwa Izrael kraje arabskie zamknęły swoje archiwa dla badaczy pochodzenia żydowskiego, więc Lewis zaczął badać dzieje imperium osmańskiego, gdyż Turcja, państwo powstałe na gruzach tego imperium, archiwów przed nikim nie zamykała. Studia osmańskie prowadziły go do postawienia pytania o zasadniczym znaczeniu: dlaczego upadła największa potęga nowożytnego świata muzułmańskiego? Czy dlatego, że nie sprostała wyzwaniom, jakie niósł rozwój przemysłowy, technologiczny, militarny i cywilizacyjny Europy, sąsiadującej z państwem osmańskim? Czy też dlatego, że z powodów strukturalnych, wewnętrznych, także intelektualnych, sama pracowała na własną katastrofę?
Lewis skłaniał się do tej drugiej interpretacji. Przewaga materialna Zachodu miała znaczenie, ale kluczowe okazało się osmańskie poczucie kulturowej wyższości i tendencja do zamykania się w sobie posunięta tak daleko, że rząd sułtański nie chciał się zniżać do brania zachodnich pożyczek, choć nie miał już dostatecznych własnych środków na niezbędne głębokie reformy ustrojowe.
Nowoczesna Turcja postawiła na współpracę z Zachodem. Lewis bardzo wspierał tę prozachodnią orientację, a jego głos, zwłaszcza w USA, gdzie przez długie lata wykładał na Princeton University i udzielał się w mediach, miał znaczenie opiniotwórcze. Lewis widział w Turcji bufor przed ekspansją radziecką na Bliskim Wschodzie i w szerszym świecie arabskim. Występował publicznie przeciwko przedstawianiu w propagandzie radzieckiej i arabskiej Izraela jako państwa rasistowskiego.
Zderzenie Lewisa z Saidem było na tym tle nieuniknione. Zasadnicza teza „Orientalizmu”, że zachodnie studia nad światem islamu były w istocie narzędziem imperialistycznej dominacji, była dla Lewisa nie do przyjęcia. Jego zdaniem to nie rasizm, lecz humanizm zrodził europejskie badania nad kulturą, historią i cywilizacją Bliskiego Wschodu, świata arabskiego i muzułmańskiego. Naukowe ustalenia były nieraz sprzeczne z doraźnymi interesami poszczególnych mocarstw europejskich, rywalizujących o panowanie nad Bliskim Wschodem. Gdyby nie te badania, trwające już od XVIII w., Europa dłużej wychodziłaby ze średniowiecznych wyobrażeń o Oriencie i uprzedzeń do islamu.
Nie mógł się też Lewis zgodzić z sugestią, że o Bliskim Wschodzie mogą pisać tylko Arabowie i muzułmanie lub ich polityczni sprzymierzeńcy. Protestował, że to by był intelektualny protekcjonizm, a ten zawsze psuje poważną naukę. Przypomnijmy, że książka Saida o orientalizmie wyszła pod koniec lat 70. XX w., kiedy Bliski Wschód był terenem ekspansji bloku radzieckiego. Lewis, w młodości lewicujący, był tym politycznie zaniepokojony, gdyż sojusz radziecko-arabski uważał za groźny i dla Zachodu, i dla regionu. W tamtej epoce taki sojusz zakłóciłby globalną równowagę sił.
„Okcydentalizm” Burumy i Margalita.
W debatę Lewis-Said wpisali się autorzy książki „Okcydentalizm. Zachód w oczach wrogów”, Ian Buruma i Avishai Margalit (wydanie polskie 2005 r.). Tytuł jest polemicznym nawiązaniem do książki Saida. „Mianem okcydentalizmu – piszą autorzy – będziemy nazywać wizerunek Zachodu kreślony przez jego wrogów, odmawiający człowieczeństwa jego mieszkańcom” (tłumaczył Adam Lipszyc). Ten wizerunek nie dość, że fałszywy, jest w istocie intelektualnym recyklingiem. Importuje stereotypy i uprzedzenia zrodzone na Zachodzie, głównie w XIX w., kiedy to np. Rosja wierzyła, że ma wielką duszę, a Europa jest moralną zgnilizną.
Kim są autorzy? Buruma (ur. 1951 r.) ma podobnie kosmopolityczną tożsamość jak Said. Urodził się w Hadze, z ojca Holendra i matki Brytyjki. Studiował historię i literaturę chińską w Holandii i film japoński w Japonii. Wiele lat przepracował jako dziennikarz i redaktor, dokumentalista i fotoreporter, próbował sił jako aktor klasycznego teatru japońskiego. Margalit (ur. 1939 r. w Palestynie), obywatel Izraela, były spadochroniarz, wykłada filozofię w USA i Jerozolimie na pierwszorzędnych uczelniach. Jeszcze jako student pracował z dziećmi przybyłymi do Izraela na fali imigracji lat 50.; później zakładał z pisarzem Amosem Ozem izraelski ruch pokojowy, był działaczem praw człowieka i dialogu izraelsko-palestyńskiego.
Japońskie doświadczenia Burumy wnoszą do dyskusji ciekawy element. Zauważa on, że obecne spory wokół orientalizmu mają precedens w dyskusjach Japończyków, jak zachować się wobec cywilizacji zachodniej. Były one i są naładowane podobną niechęcią, pogardą i strachem przed Zachodem. Współczesny japoński filozof Nishitani Keiji ubolewa, że duch nowożytności – idee reformacji, renesansu, rozwój nauk przyrodniczych – zniszczył wcześniejszą jedność duchową Europy, czyli ubolewa nad separacją religii od państwa. Z łatwością mógłby się porozumieć z muzułmanami, którzy też odrzucają ten rozdział uznając, że islam jest zasadą organizującą wszystkie dziedziny świata muzułmańskiego. Bez trudu zrozumiałby też atrakcyjność islamu zinstrumentalizowanego politycznie. Bo nienawiść do wszystkiego, co kojarzy się ze światem zachodnim, a zwłaszcza z Ameryką, występuje nie tylko wśród muzułmanów, lecz także wśród Japończyków, Chińczyków oraz wśród części lewicowych i prawicowych przeciwników kapitalizmu na samym Zachodzie.
Antyzachodni okcydentalizm karmi się słabościami i grzechami cywilizacji zachodniej. Ale wizerunek Zachodu lansowany przez okcydentalizm jest podobnie wypaczony jak wizerunek Wschodu w dziełach i postawach zachodnich, przeciwko którym protestują Said i jego zwolennicy. Zachodni orientalizm przekłamał obraz Wschodu. Wschód odpłacił mu okcydentalizmem, przekłamującym obraz Zachodu.
„Niektóre z [zachodnich] orientalistycznych przesądów kazały patrzeć na ludzi spoza Zachodu jak na istoty mniej dojrzałe, obdarzone dziecięcymi umysłami, które zatem można traktować jako przedstawicieli rasy niższej. Okcydentalizm jest co najmniej tak samo prymitywny; jego bigoteria po prostu odwraca do góry nogami stanowisko orientalistyczne. Sprowadzanie całego społeczeństwa czy cywilizacji do zbioru bezdusznych, dekadenckich, chciwych, wykorzenionych, bezbożnych, pozbawionych uczuć pasożytów, stanowi rodzaj intelektualnej destrukcji”. Takie idee mają praktyczne skutki polityczne i społeczne. Myśl, że inni są „mniej ludźmi”, toruje drogę do faktycznej zagłady istot ludzkich. A akceptacja tej myśli daje moralne alibi ludobójcom.
Kiedy w 2007 r. rozmawiałem z prof. Margalitem w jego gabinecie na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, zapytałem, czy książka „Okcydentalizm” jest repliką na dzieło Saida i antymuzułmańskie pamflety Oriany Fallaci. Odpowiedział, że pomysł powstał przed 11 września. Chodzili z Burumą po londyńskim cmentarzu Highgate i rozmawiali o Marksie, który jest tam pochowany. Zeszło na temat tego, jak Żydzi z Europy Wschodniej w pokoleniu rodziców Margalita wyobrażali sobie Żydów niemieckich, takich jak Marks: „stateczni, racjonalni, praktyczni, ale pozbawieni poczucia humoru i emocji. Nagle uświadomiłem sobie, że tak samo Żydzi z krajów islamskich widzieli Żydów europejskich, a Palestyńczycy z terenów okupowanych przez Izrael tak widzą Izraelczyków. A więc możemy mówić o »orientalizmie«, czyli o zachodnich stereotypach dotyczących ludzi Wschodu, Arabów, muzułmanów, lecz także o »okcydentalizmie«, czyli stereotypach ludzi Wschodu odnoszących się do Zachodu”.
Ta wojna stereotypów trwa – z fatalnym skutkiem dla obu stron konfliktu.