Decyzja z Warszawy.
7 marca 1953 r., dwa dni po śmierci Stalina, już od godz. 19 megafony witały podróżnych na dworcu w Stalinogrodzie, choć bilety mieli wykupione do Katowic. „Trybuna Robotnicza” pochwaliła później kolejarzy: „Już o 23.00 na byłym katowickim dworcu wszystkie tablice głosiły, że stolica polskiego przemysłu nosi zaszczytną nazwę Stalinogród”. Od tego też dnia dzieciom w metrykach urodzenia zaczęto wpisywać Stalinogród – taki dokument wystawiono 16 719 osobom.
Dzień wcześniej na Śląsku, jak w całym kraju, odbyły się specjalne narady komitetów partyjnych wszystkich szczebli. Obradowała też egzekutywa KW PZPR – przewodniczył pierwszy sekretarz Józef Olszewski, a komunikat o śmierci wodza odczytał sekretarz Edward Gierek. Jak wszędzie wyrażano ból, żal i rozpacz, a także nadzieję na zwycięstwo światowego komunizmu. Śmierć Stalina miała nadać impet stalinizmowi. W protokole z tego posiedzenia nie ma jednak ani słowa o zmianie nazwy Katowic.
– Decyzja zapadła tego samego dnia w Warszawie w kręgu Bierut, Berman i Minc – mówi prof. Zygmunt Woźniczka, historyk z Uniwersytetu Śląskiego. – Bierut i Berman polecili Olszewskiemu, aby przekształcić ją w inicjatywę oddolną. To ludzie pracy, wielkoprzemysłowa klasa robotnicza, mieli domagać się zmiany nazwy miasta i województwa.
Przed kilkoma laty Olszewski powiedział w lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej”, że próbował sugerować władzom centralnym, iż być może właściwsze byłoby nadanie imienia Stalina Nowej Hucie lub Tychom, a więc budowanym od fundamentów miastom socjalistycznym, ale od Jakuba Bermana (członek Biura Politycznego PZPR, szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego) usłyszał stanowcze nie.