Źródła ludowej ekonomii.
Chłopi rozwijali mniej lub bardziej oficjalną wymianę z miastami. Tam z kolei działały nielegalne sklepy i warsztaciki, zaopatrzenie czerpiące zazwyczaj (i po cichu) z państwowych źródeł. Robotnicy dorabiali do pensji drobnymi kradzieżami lub fuchami, kierowcy traktowali służbowe ciężarówki jak własne przedsiębiorstwa przewozowe, urzędnicy fałszowali sprawozdania, listy płac i delegacje. Wszyscy zaś wykorzystywali nieformalne powiązania rodzinne, przyjacielskie etc. w celu zdobycia brakujących (a pożądanych!) usług lub dóbr. Polskie żartobliwe określenie najgorszej kary – dwa lata bez znajomości – miało swoje odpowiedniki w każdym kraju socjalistycznym, np. w ZSRR mawiano, że „Błat [dojście] jest mocniejszy niż Stalin”. Rzeczywiście, nawet Josif Wissarionowicz nie potrafił poradzić sobie ze spontaniczną ludową ekonomią. Ta zaś pojawiała się wszędzie, gdzie zadziałała pustyniotwórcza siła socjalizmu, od Łaby po Władywostok i od Tirany po Murmańsk. W każdym kraju miała charakterystyczne, czasami endemiczne cechy, zależne od czynników historycznych, politycznych, gospodarczych i społecznych. W Polsce stworzyły one mieszankę, która może nie rozsadziła, ale z pewnością nieco nadwerężyła stalinizm.
Wśród czynników historycznych niepoślednią rolę odgrywał, będący w dużym stopniu spadkiem po zaborach (zwłaszcza rosyjskim) i II wojnie, pragmatyczny stosunek do państwa i jego instytucji. W rezultacie kontrola, zarówno sfery narodowej symboliki, jak i ekonomii była – w porównaniu z innymi krajami regionu – znacznie słabsza.