Stachanowskie współzawodnictwo pracy.
Polska Partia Robotnicza, która miała Pstrowskiego w swoich szeregach, już wcześniej inicjowała i podgrzewała, na wzór radziecki, tę dziwaczną konkurencję, jaką było współzawodnictwo pracy. Celem było podwyższenie norm pracy dla wszystkich – a przy okazji wykreowanie z wyścigowców nowej komunistycznej elity robotniczej. Opływającej zresztą we wszystkie dostatki dostępne na tamtym biednym i reglamentowanym rynku.
Aleksiejowi Stachanowowi stuknęło 28 wiosen, kiedy w ostatnich dniach sierpnia 1935 r. bił w Doniecku rekord ZSRR w fedrowaniu węgla metodami ręcznymi. Wincenty Pstrowski kopał wtedy węgiel w Belgii. Po zakończeniu wojny wrócił do Polski i 27 lipca 1947 r. rzucił hasło: Kto wyrobi więcej ode mnie? Okrzyknięto go przodownikiem, socjalistycznym bohaterem i patriotą pracy. Wydawało się, że stachanowska rywalizacja pracy będzie i w Polsce przełomowym odkryciem niezbadanych pokładów robotniczego potencjału.
Ale nie była to wtedy akcja powszechna ani masowa. Napotykała opór szczególnie robotników z przedwojennym jeszcze stażem (nawet tych z partyjnymi legitymacjami), nauczonych uczciwie pracować i pamiętających maksymę, że za dobrą robotę należy się dobra wypłata. W Archiwum Akt Nowych zachowały się stenogramy z zebrań partyjnych poświęconych wynagrodzeniom (dotyczą lat 1951–52); pokazują rozdźwięk między tym, co głosiła i czym kusiła partia, a realiami.
Oto fragment relacji z partyjnych zebrań w zabrzańskiej kopalni Ludwik: „Jako pierwszy w dyskusji głos zabrał tow. Szeliga, który mówił, że studiował teorię Marksa, z której nauczył się, że ze wzrostem pracy powinien wzrosnąć zarobek robotników, a ja widzę inaczej, bo pracuję coraz więcej, a zarobek jest stale mniejszy, obecnie zarabiam 15 zł na dniówkę (było to już po wymianie pieniędzy), a za to nie idzie wyżyć.