Pomocnik Historyczny

Postawy Polaków. Wincenty Pstrowski

Szkoła rzeźby w węglu, przygotowywanie glinianego modelu głowy przodownika pracy Wincentego Pstrowskiego. Rydułtowy, 1948 r. Szkoła rzeźby w węglu, przygotowywanie glinianego modelu głowy przodownika pracy Wincentego Pstrowskiego. Rydułtowy, 1948 r. PAP
Miał 43 lata, gdy w 1947 r. rzucił hasło: Kto wyrobi więcej ode mnie? Z nazwiskiem górnika Wincentego Pstrowskiego wiąże się początek stachanowskiego współzawodnictwa pracy w Polsce. Dlaczego padło na niego?
Bolesław Bierut dekoruje Wincentego Pstrowskiego, reprodukcja zdjęcia z ówczesnej prasy, 1947 r.PAWEL de VILLE/East News Bolesław Bierut dekoruje Wincentego Pstrowskiego, reprodukcja zdjęcia z ówczesnej prasy, 1947 r.

Stachanowskie współzawodnictwo pracy.

Polska Partia Robotnicza, która miała Pstrowskiego w swoich szeregach, już wcześniej inicjowała i podgrzewała, na wzór radziecki, tę dziwaczną konkurencję, jaką było współzawodnictwo pracy. Celem było podwyższenie norm pracy dla wszystkich – a przy okazji wykreowanie z wyścigowców nowej komunistycznej elity robotniczej. Opływającej zresztą we wszystkie dostatki dostępne na tamtym biednym i reglamentowanym rynku.

Aleksiejowi Stachanowowi stuknęło 28 wiosen, kiedy w ostatnich dniach sierpnia 1935 r. bił w Doniecku rekord ZSRR w fedrowaniu węgla metodami ręcznymi. Wincenty Pstrowski kopał wtedy węgiel w Belgii. Po zakończeniu wojny wrócił do Polski i 27 lipca 1947 r. rzucił hasło: Kto wyrobi więcej ode mnie? Okrzyknięto go przodownikiem, socjalistycznym bohaterem i patriotą pracy. Wydawało się, że stachanowska rywalizacja pracy będzie i w Polsce przełomowym odkryciem niezbadanych pokładów robotniczego potencjału.

Ale nie była to wtedy akcja powszechna ani masowa. Napotykała opór szczególnie robotników z przedwojennym jeszcze stażem (nawet tych z partyjnymi legitymacjami), nauczonych uczciwie pracować i pamiętających maksymę, że za dobrą robotę należy się dobra wypłata. W Archiwum Akt Nowych zachowały się stenogramy z zebrań partyjnych poświęconych wynagrodzeniom (dotyczą lat 1951–52); pokazują rozdźwięk między tym, co głosiła i czym kusiła partia, a realiami.

Oto fragment relacji z partyjnych zebrań w zabrzańskiej kopalni Ludwik: „Jako pierwszy w dyskusji głos zabrał tow. Szeliga, który mówił, że studiował teorię Marksa, z której nauczył się, że ze wzrostem pracy powinien wzrosnąć zarobek robotników, a ja widzę inaczej, bo pracuję coraz więcej, a zarobek jest stale mniejszy, obecnie zarabiam 15 zł na dniówkę (było to już po wymianie pieniędzy), a za to nie idzie wyżyć.

Pomocnik Historyczny „Stalinizm po polsku” (100053) z dnia 28.05.2012; Postawy Polaków; s. 124
Reklama