Odwilż z poślizgiem.
Terminem odwilż określamy destalinizację z lat 1953‒56. Metaforyczny sens określenia zawdzięczamy tak zatytułowanej powieści Ilii Erenburga, która w 1955 r. ukazała się w Polsce w tłumaczeniu Jana Brzechwy. Na pierwszy rzut oka to socrealistyczna ramota, jednak uważny czytelnik dostrzeże w niej oznaki wiosny: wspomnienie Wielkiej Czystki, informację o rehabilitacji kremlowskich lekarzy i – co najważniejsze – że pragnąć można nie tylko wykonania planu produkcyjnego, a kochać nie tylko partię.
W Polsce śmierć Józefa Stalina (1953 r.) nie zapoczątkowała odwilży, nie stała się impulsem do szybszych zmian politycznych. Wręcz przeciwnie, władze nauczone doświadczeniem Czechosłowacji i NRD, obawiając się podobnych jak tam przejawów niezadowolenia, podjęły działania wyprzedzające. Nie zaprzestano sowietyzacji kraju. Jeszcze mocniej w ruch puszczona została spirala represji. Ciągle wykonywano wyroki śmierci. We wrześniu 1953 r. na 12 lat skazano biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, w tym samym miesiącu internowany został prymas Polski Stefan Wyszyński. Uderzenie w Kościół, jedyną niezależną od monopartii instytucję, miało być sygnałem, że żadnych zmian nie będzie.
Niewykluczone, iż terrorem i strachem władzom partyjnym udałoby się odsunąć groźbę destabilizacji systemu, a kryzys 1956 r. przybrałby łagodniejsze dla elit politycznych rozmiary, gdyby nie brzemienne w skutkach wydarzenia.
Efekt Światły.
Pierwszym z nich była ucieczka do zachodniego Berlina płk. Józefa Światły, wysokiego funkcjonariusza Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, m.in. wicedyrektora Departamentu X, doskonale zorientowanego w zakulisowych działaniach reżimu. 28 września 1954 r.