Rozbita zastawa. „Rozbijmy delikatną zastawę, przecież pić i jeść możemy też z glinianych naczyń” – wołał 30 czerwca 1933 r. na Uniwersytecie w Heidelbergu Martin Heidegger. Niemiecki filozof, zauroczony początkowo – jak wielu intelektualistów – hitlerowską rewolucją, zapomniał, że tkanka cywilizacyjna jest misterną strukturą, pod którą niezmiennie tkwią prymitywne warstwy duszy, w tym odwieczny pociąg do rabunku i przemocy. Raz spuszczone ze smyczy, niełatwo dają się zapędzić z powrotem na dawne miejsce.
W Europie XVIII w. państwo zdobyło monopol na przemoc. Przemoc państwowa, już wcześniej usprawiedliwiana post factum przez historyków, stała się nieomal powszechnie tolerowana. Wezwanie przez państwo do wojny, a nawet do zbrodni, zwłaszcza że używało ono eufemistycznego języka i mówiło o historycznych koniecznościach w walce o lepszą przyszłość, zwalniało coraz bardziej zlaicyzowanych Europejczyków z dalszych pytań odnośnie do swojej roli w konflikcie oraz indywidualnej odpowiedzialności. Rozumowano, śladem Thomasa Hobbesa, angielskiego filozofa i politologa z XVII w., że działania państwa są niejako z natury sprawiedliwe i słuszne. Głosy przeciwne, Hugona Grocjusza, twórcy prawa międzynarodowego, i Johna Locke’a, teoretyka nowoczesnej demokracji, choć dobrze znane, coraz mniej brano pod uwagę.
Niemcy wyganiają
Zaczęło się od bezpaństwowców. Waga sporów o zadania i uprawnienia państwa unaoczniła się najpełniej, gdy w XIX w. doszło do jego zawłaszczenia przez narody. Z chwilą gdy instytucje państwa przejął jeden naród uznany za wiodący, musiało dojść do podziału obywateli na lepszych i gorszych, uprzywilejowanych i niechcianych.