Pomocnik Historyczny

Od Nowego Jorku po San Francisco

Stalownie Pittsburgha; fotografia z XX w. Stalownie Pittsburgha; fotografia z XX w. Jack Delano/The Granger Collection / BEW
Dynamizm i charakter rozwoju Stanów Zjednoczonych w sposób najbardziej widowiskowy obrazują miasta, powstające w XIX w. licznie, ale często dosłownie z niczego, w szczerym polu.
Budowa wieżowca Flatiron (żelazko) u zbiegu Piątej Alei i Broadwayu w Nowym Jorku, fotografia z 1902 r.Detroit Publishing Company/Interim Archives/Getty Images Budowa wieżowca Flatiron (żelazko) u zbiegu Piątej Alei i Broadwayu w Nowym Jorku, fotografia z 1902 r.

Miasta portowe. Stany Zjednoczone wkraczały na arenę światową jako kraj wiejski. Przypomnijmy, że spis powszechny z 1790 r. wykazał, iż spośród blisko 4 mln mieszkańców nowego państwa zaledwie 5 proc. żyje w miastach, czyli ośrodkach powyżej 2,5 tys. mieszkańców. Przy europejskich metropoliach – milionowym Londynie czy sześciusettysięcznym Paryżu – trzydziestotysięczne Filadelfia i Nowy Jork wypadały bardzo mizernie. Zaledwie trzy inne miasta zamieszkiwało więcej niż 10 tys. mieszkańców: Baltimore, Charleston i Boston. Wszystkie one były dawnymi brytyjskimi portami, ich rację bytu stanowił dotychczas handel z metropolią. Niepodległość oznaczała jednak dla Stanów Zjednoczonych także otwarcie nowych rynków – nie tylko w Europie, ale też Afryce i Azji – co przyczyniło się do bardzo szybkiego rozwoju miast portowych.

Nowy Jork i nowa stolica. Na czoło szybko wysunął się, zostawiając Filadelfię daleko w tyle, Nowy Jork, który do 1820 r. czterokrotnie zwiększył liczbę mieszkańców i stał się niekwestionowaną stolicą Ameryki – mimo iż stolicą polityczną przestał być dość szybko. Władze nowego kraju przeniosły się najpierw do Filadelfii, a w 1800 r. do Dystryktu Kolumbii. Decyzja o wybudowaniu nowej stolicy była wynikiem kompromisu między Północą a Południem. Nowa stolica miała być też wolna od zgubnych wpływów wielkich miast. Nie brakowało bowiem ludzi, którzy widzieli w miastach przede wszystkim wylęgarnie niebezpiecznych, czyli brytyjskich i arystokratycznych, nurtów zatruwających umysły Amerykanów.

Najważniejszym wyrazicielem tego typu obaw był Thomas Jefferson, który wprost pisał, że „miasta są zarazą dla moralności, zdrowia i wolności człowieka”.

Pomocnik Historyczny „Stany Zjednoczone Ameryki” (100076) z dnia 02.12.2013; Narodziny potęgi; s. 118
Reklama