Czy jako łączniczka była pani w cokolwiek uzbrojona?
Z bronią nie miałam nigdy do czynienia, bałam się. Natomiast miałam zawsze przy sobie jajko tak zwane, granat. Dopiero jak wychodziłam z powstania, to oddałam te rzeczy, legitymację. (…)
Pani kwaterowała razem z oddziałem?
Myśmy mieszkali, to znaczy spali, w wysokim domu Związku Nauczycielstwa Polskiego. Na parterze były ławki. Nie było łóżek, tylko ławki i na ławkach się spało. Pamiętam, że jak spałam, nie rozbierałam się. Nieraz się pytali: Czy myliście tam zęby? W ogóle sobie nie przypominam, czy myliśmy zęby. Czym? Jak? (…) Przyszedł taki moment, kiedy na nas już Niemcy napadli i zaczęli strzelać. Nas dzieliła od głównej trasy, wybrzeża, duża brama i budynek. (…) Siedziałam przy telefonie, to był taki telefon kręcony. W pewnym momencie wpadli chłopcy z naszego zgrupowania. Przebili szyby karabinami i ustawili się na wprost tej bramy, i kazali mi natychmiast stamtąd wyjść. Powiedzieli: Absolutnie, natychmiast! Na tyły! (…)
Czy zmieniała pani ubranie w czasie powstania?
Wyszłam z mieszkania, mając jedną spódnicę lilaróż, jedną bluzeczkę w krateczkę, jeden żakiecik na to i jedne spodnie. Nawet nie jestem pewna, czy to były moje spodnie. Widzę na wszystkich zdjęciach, że jestem w spodniach, na co Leonowicz, który był moim bezpośrednim dowódcą, zawsze mówił: Halina, zdejmij te spodnie, bo podniecasz chłopaków. To były dwie rzeczy, które miałam, nic więcej. Ciągle prałam i nosiłam. No i miałam torbę. (…)
Jak w oddziale spędzano czas wolny?
Różnie było. W pierwszych okresach nawet wieczorki robiono.