Siły AL. W Powstaniu Warszawskim walczyło ok. 500 słabo uzbrojonych powstańców komunistycznej Armii Ludowej. Bili się w zwartych oddziałach przede wszystkim na Starówce (zasilili ich tam ocaleli z getta bojownicy Żydowskiej Organizacji Bojowej), na Żoliborzu i w znacznie mniejszej liczbie w Śródmieściu oraz na Czerniakowie. Oprócz tego co najmniej kilkudziesięciu przyłączyło się do oddziałów AK. Walczyli więc ramię w ramię z żołnierzami AK, podległymi rządowi na uchodźstwie, który był brutalnie zwalczany przez komunistyczną propagandę, a jego krajowe agendy były rozpracowywane przez wywiad PPR i AL, współpracujący ściśle z sowieckim NKWD. Jeden z żołnierzy AL, por. Leszek Szelubski, ps. Leszek, został udekorowany orderem Krzyża Virtuti Militari przez samego dowódcę AK.
Wyjście liderów. Zanim jednak tysiące młodych ludzi stanęło do walki w godzinie W, Warszawę opuścili Władysław Gomułka, Witold Jóźwiak i Bolesław Bierut, liderzy komunistycznej konspiracji. Przedostali się za front, aby pod opieką Armii Czerwonej przystąpić do budowania struktur nowej władzy. W ich rozumieniu tam właśnie decydował się los Polski. Najbliższe tygodnie pokazały, że mieli zupełną rację.
W gotującej się do walki stolicy pozostała tzw. trójka kierownicza, wśród której był przyjaciel Gomułki Zenon Kliszko. Nie miała ona żadnego samodzielnego planu wojskowo-politycznego na wypadek wybuchu powstania zbrojnego w Warszawie. Siły, którymi dysponowali, były nieliczne, słabo uzbrojone i równie źle wyszkolone. Byli pewni, że sytuacja i tak rozstrzygnie się na ich korzyść po wejściu Armii Czerwonej. Najlepszym rozwiązaniem było więc spokojnie czekać na czołgi sowieckie i NKWD.
Tymczasem wybuch powstania sparaliżował działalność trójki partyjnej, pozrywał sieci łączności i rozproszył bojowców oraz działaczy partyjnych. O centralnym zarządzaniu partią i dowodzeniu oddziałami nie mogło być już mowy (zresztą nie było czym kierować, gdyż liczone na kilka setek oddziały AL 1 sierpnia nie zdążyły się zmobilizować).