Oferty kapitulacyjne. „Zebranym przedstawiłem sytuację, bezowocne starania nawiązania łączności z dowództwem sowieckim i wyczerpanie się możliwości dalszego kontynuowania walki wobec braku amunicji i zużycia resztek żywności”. 28 września 1944 r. dowódca Armii Krajowej Tadeusz Bór-Komorowski spotkał się ze starszymi oficerami sztabowymi, Monterem (Antoni Chruściel) oraz Delegatem Rządu (Jan Stanisław Jankowski), by zaczerpnąć ich opinii o ewentualnej kapitulacji Warszawy. Decyzja była jednogłośna. Nie pozostawało więc nic innego, jak tylko odpowiedzieć głównodowodzącemu sił niemieckich Erichowi von dem Bachowi-Zelewskiemu na jego ofertę kapitulacyjną.
Nie była to jego pierwsza tego typu propozycja. Odkąd tylko przybył do Warszawy z rozkazu samego Hitlera, starał się doprowadzić do rozmów między dowództwem AK i siłami niemieckimi tłumiącymi powstanie. Wobec sytuacji na froncie liczył się każdy żołnierz.
Pojawienie się w Warszawie von dem Bacha nie było przypadkowe. Ten urodzony w 1899 r. w Lęborku (wówczas Prusy Zachodnie) SS-Obergruppenführer w styczniu 1943 r. został mianowany przez Himmlera szefem formacji zwalczających ruchy oporu na terenach wschodnich (Białoruś, Ukraina, Polska). Stłumienie powstania uważał więc za swój obowiązek. Niemałą rolę odgrywały też względy ambicjonalne i prestiżowe.
Już w początkach sierpnia Niemcy próbowali skłonić powstańców do zaprzestania walki, a warszawiaków do opuszczenia miasta. 10 sierpnia rozrzucono w tym celu ulotkę (tzw. Ultimatum do ludności miasta Warszawy!) zredagowaną osobiście przez von dem Bacha. Kiedy okazało się, że warszawiacy pozostają głusi na groźby i obietnice w niej zawarte, kilkakrotnie próbowano ich oszukać, rozpowszechniając broszury rzekomo podpisane przez Bora. Ale i tego typu akcje zawodziły. W końcu do powstańczych dowódców poszczególnych dzielnic zaczęto wysyłać niemieckich parlamentariuszy.