Gdy po śmierci Piłsudskiego władze dostrzegły, że obywatele za słabo czczą jego osobę, powołano Naczelny Komitet Uczczenia Pamięci Marszałka. Gremium to uznało, iż każdy mieszkaniec II RP musi natykać się stale na coś, co przypominałoby o Komendancie. Stworzono więc Sekcję Głazów Pamiątkowych. Na jej zamówienie Wojskowe Biuro Historyczne przygotowało mapę kraju z 237 punktami, gdzie miały stanąć specjalne głazy. Zaczęto od szlaku marszu Pierwszej Kadrowej. Z tej okazji członek sekcji zamówił tablicę na obelisk o treści: „Tędy w wyniku chwilowego niepowodzenia cofały się oddziały Józefa Piłsudskiego”. Czym doprowadził do białej gorączki Wojskowe Biuro Historyczne. „Niepowodzenia miały miejsce wśród wojsk austriackich i niemieckich, a nie oddziałów Komendanta Józefa Piłsudskiego – oznajmiło ono w piśmie protestacyjnym do Naczelnego Komitetu Uczczenia Pamięci Marszałka. – Przeciwnie, oddziały te spełniały jak najchlubniej swój obowiązek, a odwrót był wynikiem ogólnego położenia, a nie niepowodzeń wśród nich”. Potem jeszcze niejeden raz okazywało się, że nawet ludzie zawodowo kultywujący osobę Marszałka nie zawsze potrafili odpowiednio oddać jego wspaniałość.
Zachwyt i grymas
Był już legendą, nim ukończył czterdziestkę. Najpierw dla polskich rewolucjonistów, którzy pamiętali go jako młodego zesłańca, redaktora podziemnego pisma „Robotnik”, a potem najbardziej poszukiwanego w imperium Romanowów terrorystę. Odkąd stworzył Legiony, krąg jego wielbicieli stale się poszerzał. Aż wreszcie po uwięzieniu w Magdeburgu stał się bohaterem narodowym.
„Naród w tej biedzie jedno znajduje lekarstwo: Piłsudski. Od hiszpańskiej choroby, od Niemców, od samolubstwa magnatów, głupoty polityków, od głodu i braku pieniędzy leczy ta uniwersalna recepta” – notował z przekąsem w dzienniku działacz Narodowej Demokracji Jan Zamorski. Sprawowanie funkcji Naczelnika Państwa i triumf w wojnie z bolszewicką Rosją ostatecznie umocniły uwielbienie dla osoby wodza. Jednym z jego przejawów było zorganizowanie przez weteranów zrzeszonych w Komitecie Żołnierza Polskiego zbiórki na dom dla dowódcy. Dzięki niej Piłsudski mógł wraz z rodziną wprowadzić się w 1923 r. do dworku Milusin w Sulejówku.
Nie tylko żołnierze i zwykli obywatele w tym czasie okazywali mu podziw. Julian Tuwim i Antoni Słonimski bezlitośnie wykpiwali innych polityków, lecz Piłsudskiego parodiowali jedynie w taki sposób, aby wykazać jego wyższość intelektualną i moralną nad resztą. Taką samą powinność czuło wielu znakomitych pisarzy, na czele z Andrzejem Strugiem i Juliuszem Kadenem-Bandrowskim.
Marszałek stał się natchnieniem dla rzeźbiarzy i malarzy – portretowali go Wojciech Kossak, Jacek Malczewski, Feliks Paszkowski, Ludomir Ślendziński, karykaturowali go z sympatią Gustaw Rogalski, Bogdan Nowakowski, Zdzisław Czermański.
Pod jego patronatem rozkwitał sport. Jego nazwisko nosiły stadiony Legii Warszawa i Cracovii Kraków. Nikt go nie widział na rowerze, ale w 1928 r. został przewodniczącym Komitetu Honorowego prestiżowego wyścigu kolarskiego Tour de Pologne.
Obywatel II RP wchodził na pocztę, gdzie – jak w każdym urzędzie państwowym – wisiał portret Piłsudskiego, płacił monetami z jego wizerunkiem za znaczek pocztowy z jego podobizną, żeby nakleić go na kartę pocztową przedstawiającą Marszałka i wypisać na niej życzenia imieninowe dla niego. Pod pachą trzymał gazetę z jego zdjęciem na pierwszej stronie.
Ta eskalacja przybierała czasem wymiary groteskowe, gdy np. Uniwersytet Poznański przyznał Piłsudskiemu doktorat honoris causa na wniosek Instytutu Weterynarii i Anatomii Zwierząt Domowych.
Zachwytu dla osoby Piłsudskiego nie podzielali wszyscy. Ci z kręgu Narodowej Demokracji uwielbienie okazywane Komendantowi znosili nie najlepiej. Na różne sposoby deprecjonowali jego zasługi dla kraju. Wedle prasy endeckiej był bandytą, który został bohaterem walki o niepodległość za sprawą pracy dla austriackiego wywiadu. Potem Niemcy sfingowali jego aresztowanie, by podesłać w odpowiednim momencie do Polski, kreując na przywódcę narodu swojego człowieka. Co do Bitwy Warszawskiej, to w zależności od stopnia zaangażowania religijnego redakcji wygrali ją francuscy doradcy lub Matka Boska.
Kiedy endecy na krótko przejęli pełnię władzy, tworząc z ludowcami koalicję Chjeno-Piasta, starali się stawić czoło kultowi Marszałka nie tylko za pomocą prasowych paszkwili. „A dlaczego jeszcze »Dziadziuś« wisi w biurach, w kancelariach, w salonach oficjalnych to nie wiadomo” – sarkał w marcu 1923 r. na łamach „Myśli Narodowej” publicysta Adolf Nowaczyński. Wkrótce też rozpoczęto akcję usuwania portretów Dziadka z instytucji państwowych. Przy okazji wyrzucano jego ludzi. Obu tych rzeczy piłsudczycy nie zapomnieli. Gdy odzyskali władzę, wzięli rewanż, dbając jednocześnie, aby zasługi Marszałka dla ojczyzny stały się ich alibi.
Feta i autograf
Ostentacyjne czczenie Marszałka początkowo wywoływało wśród Polaków skojarzenia z czasami rozbiorów. „Gale zarezerwowane były wówczas jedynie dla uczczenia władzy zaborczej” – wyjaśnia w książce „Legenda i polityka” historyk Piotr Cichoracki. – Należało więc uzasadnić potrzebę organizacji analogicznych imprez w Polsce Niepodległej”. Przez pierwsze lata po przewrocie majowym politycy sanacyjni mieli prostą receptę: to Polacy sami chcieli okazywać wdzięczność przywódcy.
Władza dawała obywatelom taką możliwość cztery razy w roku. Początkowo dwiema najważniejszymi datami były rocznice: wymarszu Pierwszej Kadrowej oraz Bitwy Warszawskiej. Potem dorzucono 11 listopada (choć dopiero w 1937 r. ustanowiono w tym dniu Święto Niepodległości). Jednak najbardziej hucznie obchodzono imieniny Józefa. Już w 1927 r. MSW nakazało wojewodom przesyłanie raportów, jak na ich terenie udał się dzień 19 marca. Ci zaś do roboty zapędzali wszystkie powiaty. Acz dla zachowania pozorów akademie i zabawy przygotowywały Komitety Obywatelskie. Tworzyli je działacze sanacyjnego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Dzięki temu administracja państwowa mogła podkreślać w raportach, że imieniny Piłsudskiego są świętowane „samorzutnie przez społeczeństwo polskie”.
Fetowanie musiało nie do końca się udawać, skoro już w 1928 r. zaczęto przygotowywać imieninowe akademie w szkołach, urzędach, a nawet fabrykach. Uroczyste parady wzięły na siebie jednostki wojskowe. Natomiast prasa zamieszczała setki ogłoszeń z życzeniami dla Marszałka. W kulminacyjnym momencie akademii w Warszawie premier lub ministrowie przyjmowali na swoje ręce życzenia od gościa dla solenizanta. Podobne hołdy na prowincji odbierali wojewodowie i starostowie. Na koniec zasypywano nimi Belweder.
Również okresy przed Bożym Narodzeniem, Wielkanocą i wyjazdem na urlop dawały się Piłsudskiemu we znaki. Spełniając prośby, składał wówczas autografy na swoich zdjęciach. „Na ogół Marszałek dawał podpisy na fotografiach bardzo niechętnie. I niechęć ta wciąż rosła. (…) – Ja nie jestem primadonną ani Kiepurą, aby rozdawać autografy” – odnotowywał jego irytację w pamiętniku adiutant mjr Mieczysław Lepecki. Ale współpracownicy Piłsudskiego nie mieli dla niego litości i osiągali kolejne szczyty wazeliniarstwa.
Apogeum miało miejsce w 1931 r. Komendant podupadał na zdrowiu i wyjechał kurować się na Maderze. Specjalny komitet zorganizował masowe wysłania pocztówek z życzeniami dla solenizanta – zarządził, by wszyscy: żołnierze, policjanci, urzędnicy oraz uczniowie wysłali kartki. Reszta obywateli mogła się wywinąć, choć ich także nakłaniano do tego na różne sposoby. W końcu pocztówki na Maderę zaczęto traktować jak papier wartościowy. W urzędach oraz kasach kolejowych wydawano w nich resztę bez oglądania się na protesty klientów. Ostatecznie przesłano na małą wyspę ponad 5 mln kartek z życzeniami, doprowadzając miejscowy urząd pocztowy na skraj histerii.
Elementarz i transatlantyk
Sukces pocztówkowy skłonił władze, by także innymi sposobami przypominać obywatelom o osobie Komendanta. Z początkiem lat 30. nabrała tempa akcja zmieniania nazw ulic, tak by w każdym mieście była jakaś arteria imienia Piłsudskiego. Wojewodowie i starostowie nie używali przymusu, lecz wysuwali sugestie. Władze municypalne jakoś nigdy nie śmiały odmówić. Kiedy w Rogoźnie przechrzczono w 1932 r. ulicę Kościuszki na Piłsudskiego, krakowski tygodnik „Piast” napisał o tym z oburzeniem. Odpowiedział burmistrz miejscowości, informując dziennikarzy, że wprawdzie nie dostał nakazu, ale gdyby odmówił: „naraziłoby miasto na przykre konsekwencje”. Najbardziej obawiał się „odmowy załatwienia przez władze sprawy otwarcia liceum, co jest dla miasta palącą sprawą”.
Kult Marszałka z ulic przeniósł się do szkół. Przy okazji reformy szkolnictwa publicznego Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego przygotowało radykalne zmiany treści edukacyjnych. Ich pierwszą ofiarą padł sławny „Elementarz” Mariana Falskiego, gdyż ignorował osobę Komendanta. W nowym, opracowanym w 1933 r. przez zespół pedagogów w składzie Benedykt Kubski, Mieczysław Kotarbiński, Ewa Zarembina, znalazło się opowiadanie „Dwa portrety” o znów wiszących w urzędach podobiznach Piłsudskiego oraz prezydenta Mościckiego. Uzupełniał je wiersz poświęcony Marszałkowi, a zamykało opowiadanie pod tytułem „Imieniny”. Treści gloryfikujące wprowadzano sukcesywnie w podręcznikach dla starszych klas.
Gdy w czerwcu 1933 r. Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów postulował zabudowanie dwóch luksusowych transatlantyków, rząd zdecydował, iż pierwszemu z nich zostanie nadane imię „Piłsudski”. Na statki wydano 2 mln dol., co stanowiło ok. 0,5 proc. rocznego budżetu państwa. Nim „Piłsudski” opuścił stocznię Monfalcone w Trieście, o jego wystrój zadbał osobiście minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Wacław Jędrzejewicz. W powołanym przez niego komitecie zebrano 78 najwybitniejszych polskich plastyków, rzeźbiarzy, malarzy, grafików i architektów. Każdym detalem – sztućcami, obrazami, meblami, dywanami etc. zajmowała się inna podkomisja. Na dziobie statku zainstalowano wielki galion z emblematem Pierwszej Brygady, autorstwa prof. Wojciecha Jastrzębowskiego. W holu witał pasażerów wielki portret Piłsudskiego, namalowany przez Zygmunta Grabowskiego. Redaktor naczelny miesięcznika „Morze” Henryk Tetzlaff zauważył: „Postać Wielkiego Marszałka Polski i Wodza Narodu z buławą w ręku, patrzy spod krzaczastych, marsowych brwi dziwnie jasnym i pogodnym wzrokiem gdzieś w dal, na morza i oceany dalekie, po których ten statek, najdumniejsze w Polsce imię noszący, pływać będzie”.
Spowiedź i larum
Gdy stan zdrowia Piłsudskiego się pogarszał, czczenie jego osoby zaczynało przybierać formy religijne. W przygotowanym na kolejne imieniny albumie „Wilno Józefowi Piłsudskiemu 19 III 1935” wzywano czytelników do „spowiedzi powszechnej wobec nas samych, abyśmy stwierdzić mogli, co zrobiliśmy w ciągu roku całego dla naszego Budowniczego, dla Polski. Ile to cegiełek twórczych Mu dostarczyliśmy”. Potem w raporcie sporządzonym przez MSW zapisano, że imieniny były „obchodzone w roku bieżącym wyjątkowo podniośle, żywiołowo, jednocząc w kulcie genialnego Wodza narodu różne sfery społeczeństwa”.
Na wieść o śmierci Marszałka były minister sprawiedliwości Aleksander Meysztowicz wykrzyknął: „Co my teraz poczniemy bez niego, toż wszyscy zginiemy!”. Czym chyba najtrafniej wyraził odczucia nie tylko polityków sanacyjnych, ale i sporej części społeczeństwa. Zdystansowany wobec obozu władzy konserwatysta Stanisław Cat-Mackiewicz zanotował: „Piłsudski miał fanatycznych wielbicieli, którzy go kochali więcej niż własnych rodziców, niż własne dzieci, ale było wielu ludzi, którzy go nienawidzili, miał całe warstwy ludności, całe dzielnice Polski przeciw sobie, potężną nieufność do siebie. I oto nie znać było tego w dniu pogrzebu”.
Nawet niegdyś pomawiająca Piłsudskiego o bycie agentem niemieckiego wywiadu „Myśl Narodowa” 12 maja 1935 r. na pierwszej stronie oznajmiała: „W dniu tym zszedł ze świata człowiek niepospolitej miary”. W Krakowie trumnę z ciałem Komendanta odprowadził 18 maja na Wawel kondukt żałobny liczący ćwierć miliona ludzi.
Ton komentarzy był pompatyczny, by zacytować choćby „Ilustrowany Kurier Codzienny”: „Spoczął między królami. W dostojnym olbrzymim pochodzie żałobnym odprawiła Go na Wawel Polska cała. Setki tysięcy szły za trumną, miliony, które teraz dopiero do Krakowa pielgrzymować zaczną, odprowadziły Zwłoki Wskrzesiciela państwa myślą gorącą i serdeczną”.
Cały kraj zgodnie przeżył czas żałoby, a gdy dobiegała końca, w czerwcu 1935 r. powstał Naczelny Komitet Uczczenia Pamięci Marszałka. Przewodniczył mu prezydent Ignacy Mościcki, a w skład wchodziły wszystkie najważniejsze osoby w państwie na czele z premierem Walerym Sławkiem i gen. Edwardem Rydzem-Śmigłym. Jednak de facto kierował nim gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Pod jego pieczą utworzono w każdym województwie komitety regionalne, zawiadujące 248 komitetami powiatowymi. Każdy z nich miał za zadanie stawianie pomników, obelisków, tablic i głazów przypominających o osobie Marszałka.
Podobną akcję pod egidą Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego prowadzono w przypadku budowy nowych szkół. Zainicjowano ją na Polesiu pod hasłem otwarcia stu szkół-pomników Józefa Piłsudskiego. Każda nosiła jego imię. Ministerstwo przekazało władzom lokalnym na ten cel 1,6 mln zł. To zmobilizowało kuratoria z innych województw. Każde deklarowało, ile nowych szkół powstanie, domagając się oczywiście na nie dofinansowania. Gdy kuratorowi brzeskiemu Romualdowi Petrykowskiemu odmówiono, ponieważ wojewoda wyliczył, iż regionu nie stać na realizację zbyt ambitnych planów, ten pojechał ze skargą do ministerstwa, gdzie oświadczył: „Ambicją pracowników pedagogicznych Okręgu jest uczczenie pamięci Marszałka w możliwie największym zakresie, na jaki nas stać”. Resort wymusił na wojewodzie realizację projektu.
Muzeum i paragraf
W styczniu 1936 r. sejm specjalną uchwałą ustanowił w Belwederze Muzeum Józefa Piłsudskiego. Przewodniczącym Komitetu Wykonawczego oraz Rady Muzeum została wdowa Aleksandra Piłsudska, a dyrektorem ppłk Adam Borkiewicz. Zorganizowana w ekspresowym tempie ekspozycja przyciągała ponad 3 tys. osób dziennie, a przewidywano, że będzie ich najwyżej 600. Z belwederskim muzeum konkurowało coraz więcej izb pamięci na terenie całego kraju, a także domów ludowych i domów żołnierza. Wszystkie masowo obdarzano imieniem Marszałka.
Poza działaniami lokalnymi nie stroniono też od akcji prowadzonych z rozmachem, m.in. budowano nową kryptę na Wawelu, gdzie miano przenieść ciało wodza. Usypano w Krakowie także nowy kopiec, obok kopca Kościuszki. Serce Marszałka, zgodnie z ostatnią wolą, uroczyście przeniesiono do mauzoleum Matki i Serca Syna na wileńskim cmentarzu Rossa. Mózg Marszałka poddano oględzinom w Instytucie Badań Mózgu w Wilnie, a w 1938 r. opublikowano pracę prof. Maksymiliana Rosego „Mózg Józefa Piłsudskiego”. Regularnie wydawano dzieła zebrane Piłsudskiego, które promowano w prasie oraz na antenie radiowej. Dbano przy tym, aby dziennikarze nie mącili w głowach czytelnikom – to zadanie spadało na barki cenzorów z urzędów wojewódzkich, zapobiegających drukowaniu rzeczy wymierzonych w autorytet zmarłego. „Sądząc z tytułów konfiskowanych artykułów prasowych, dotyczyło to zarówno tekstów bezpośrednio atakujących postać Piłsudskiego, jak i negatywnie odnoszących się do przejawów kultu jego osoby” – ocenia Piotr Cichoracki.
Opornym recydywistom groziła odsiadka. Przekonał się o tym narodowiec Jędrzej Giertych, gdy w publicystyce posunął się o krok za daleko. Przed Sądem Grodzkim w Warszawie postawiono go wiosną 1937 r. Prokurator zarzucał mu rozpowszechnianie „fałszywych wiadomości, mogących wywołać niepokój publiczny odnośnie historycznej roli Józefa Piłsudskiego i całego Obozu Niepodległościowego w dziele odbudowy Państwa Polskiego”. Obeznany z prawem Giertych wezwał w swojej sprawie na świadków urzędujących ministrów oraz premiera i prezydenta. Władze przeniosły więc proces na prowincję, po czym wymierzono winowajcy jedynie grzywnę.
Mniej szczęścia miał rok później publicysta „Dziennika Wileńskiego. Głos Wileński” docent filozofii Stanisław Cywiński. Polemizując z Melchiorem Wańkowiczem, stwierdził, iż ten w reportażach „zadaje kłam słowom pewnego kabotyna, który mawiał o Polsce, że jest jak obwarzanek, bo tyle warta, co po brzegach, a w środku pustka”. Kabotyna w połączeniu z powiedzeniem Piłsudskiego nie zdzierżył inspektor armii w Wilnie gen. Stefan Dąb-Biernacki. Na jego polecenie oficerowie najpierw pobili Cywińskiego w jego mieszkaniu, a potem poszli zdemolować redakcję. Kiedy byli zajęci biciem dziennikarzy, na miejscu zjawił się Cywiński. Poturbowano go więc po raz drugi, po czym biedak w kwietniu 1938 r. stanął przed sądem. Za lżenie Marszałka dostał trzy lata więzienia. Po apelacji wyrok skrócono do pół roku. Chcąc ukrócić taką łagodność Temidy, na wniosek prezydenta Mościckiego sejm 7 kwietnia 1938 r. przyjął ustawę O ochronie imienia Józefa Piłsudskiego. Zapisano w niej jasno: „Kto uwłacza imieniu Józefa Piłsudskiego, podlega karze więzienia do lat 5”. Prawa tego nie uchylono do dziś.
Kultu życie po życiu
Ówczesne władze nie zdążyły obrzydzić obywatelom osoby Marszałka do reszty. Po drugiej wojnie starali się tego dokonać komuniści. Dlatego cenzura w Polsce Ludowej zdejmowała wszelkie publikacje mogące w korzystnym świetle przedstawić Piłsudskiego. A gdy już o nim wspominano, to przedstawiając jako jednego z faszystowskich dyktatorów. Stawiano nawet znak równości między sanacją a nazistami. Ale wbrew propagandzie starsze pokolenie nadal po cichu czciło Komendanta, a młodzież dorastająca już w PRL nie chciała o nim zapomnieć.
Co ciekawe, czarowi postaci Piłsudskiego ulegały nawet osoby wychowane w rodzinach komunistycznych, dla których Marszałek był niegdyś śmiertelnym wrogiem. Choć młodzi czerpali z jego przebogatego życiorysu to, co było dla nich najwygodniejsze. Gdy powstawał Komitet Obrony Robotników, Jacek Kuroń przeforsował pomysł, że opozycjoniści zaczną wydawać podziemną gazetę „Robotnik”, nawiązując do pisma założonego przez Piłsudskiego w 1894 r. Leszek Moczulski, wykazujący ambicję zostania nowym Komendantem, naśladował swego idola, powołując do życia Konfederację Polski Niepodległej. W deklaracji programowej KPN podkreślał, iż pragnie jak Piłsudski dokonać w PRL „»rewolucji bez skutków rewolucyjnych«, a więc bez ofiar i nieszczęść, jakie towarzyszą rewolucjom niszczącym i nihilistycznym”.
Dla Adama Michnika w latach 70. towarzysz Wiktor był kimś, kto zapobiegł zdominowaniu Polski przez nacjonalistyczną, antysemicką prawicę. „Piłsudski nie był nacjonalistą. Nie uważał za właściwe ani zdrowe organizowanie świadomości narodowej wokół nienawiści do innych narodów” – pisał Michnik w 1978 r. w eseju „Cienie zapomnianych przodków”. Dodawał, że przywódca niepodległej Polski chciał, aby „nie mogło być w niej miejsca dla dyskryminacji narodowościowej i religijnej, getta ławkowego, pogromów antyżydowskich i pacyfikacji antyukraińskich”. Wymarzona Rzeczpospolita Piłsudskiego to państwo, „z którym solidarni będą nie tylko Polacy, ale i Litwini, Ukraińcy, Żydzi”. Odwrotność więzienia narodów – Rosji.
Gdy tworzył się Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność, nikt nie miał wątpliwości, kogo naśladuje Lech Wałęsa, nosząc charakterystyczne wąsy.
Kult Marszałka, który tuż po jego śmierci przybierał coraz bardziej karykaturalne formy, w czasach dyktatury komunistycznej nabrał innego wymiaru. Symbolizował wszytko to, co najlepsze w polskiej tradycji niepodległościowej, i dawał nadzieję na przyszłość. No bo przecież Komendant udowodnił nie raz, że nie ma rzeczy niemożliwych i nawet z bolszewikami można wygrać.
***