Zapewne nigdy nie dowiemy się, jak naprawdę wyglądało małżeństwo Jadwigi Andegawenki i Władysława Jagiełły i czy przekazany nam przez Jana Długosza obraz zapalczywej królewny, która chwyta za topór, żeby sobie wyrąbać drogę do ukochanego, ma cokolwiek wspólnego z prawdą. Wedle dziejopisów starała się łagodzić spór króla z Zakonem Krzyżackim, ale trudno powiedzieć, czy rzeczywiście formułowała jakieś polityczne cele, czy jedynie sygnowała politykę tworzoną przez męża i radę królewską. Na pewno ceniła wiedzę i księgi, o czym świadczy nie tylko jej wkład w odnowę uniwersytetu krakowskiego, ale też duża biblioteka, której była posiadaczką, oraz praca wawelskiego skryptorium, gdzie na jej zlecenie przepisywano księgi.
W tradycji zapisała się głównie jako świątobliwa pani, która proroczo przepowiedziała krzyżakom klęskę pod Grunwaldem, litowała się nad ubogimi i przed śmiercią wybrała mężowi drugą małżonkę. Zwykle nie podkreślano instytucjonalnego aspektu jej religijności – fundacji kościołów czy praskiej bursy dla przyszłych księży misjonarzy na Litwie, darów dla kościołów i szpitali, mądrego obsadzania stanowisk kościelnych – tylko jej osobisty wymiar. Stanisław ze Skarbimierza, rektor krakowskiej wszechnicy, w „Monologu o umieraniu królowej Jadwigi”, napisanym w trakcie jej tragicznej choroby, widział w niej „matkę ubogich, ucieczkę nieszczęśliwych, obrończynię sierot, ostoję słabych, orędowniczkę wszystkich poddanych”. Także seria kazań napisanych niebawem po jej śmierci – zapewne z myślą o procesie kanonizacyjnym – zajmowała się nie tyle jej rolą w chrystianizacji Litwy, ile osobistą pobożnością, której nadawano wyraźny rys mistyczny i pokutny. Wcześnie też pośmiertny wizerunek Jadwigi wprzęgnięto w służbę jagiellońskiej monarchii.