Najmniej zintegrowany środek transportu. Gdy pięć lat temu pociągi jeżdżące z Warszawy do Berlina przestały wreszcie stać kilkanaście minut na stacji Rzepin, wielu podróżnych było mile zaskoczonych. Zmiana lokomotywy na przystanku granicznym wydawała się przez dziesiątki lat nieodłącznym elementem każdej międzynarodowej podróży. Tymczasem teraz wagony łączące stolice Polski i Niemiec na całej trasie prowadzi jedna lokomotywa. Zatrzymuje się tylko na moment w pobliżu mostu granicznego na Odrze, aby można było dokonać przełączenia zasilania, bo nadal w sieci trakcyjnej Polski i Niemiec prąd jest inny. Żeby zatem uniknąć zmiany lokomotyw, trzeba było zainwestować w elektrowozy wielosystemowe.
Niestety, taka sytuacja w tej części Europy jest wciąż raczej wyjątkiem niż standardem. Pociąg jadący z Warszawy do Wiednia musi zmieniać lokomotywę aż dwa razy, a w przypadku podróży na wschód dochodzi jeszcze problem odmiennego rozstawu szyn. Takie różnice są widoczne dla pasażerów gołym okiem, ale istnieje dużo więcej ograniczeń w międzynarodowym ruchu kolejowym. Mimo wielu dekad integracji europejskiej kolej to zdecydowanie najmniej zintegrowany środek transportu na naszym kontynencie.
Cierpi na tym coraz bardziej, bo przecież jej konkurenci takich problemów nie mają. Samochodem lub autobusem można poruszać się po całej Europie swobodnie, kupując tylko odpowiednie winiety czy w inny sposób płacąc za lokalne autostrady. Samoloty korzystają natomiast z otwartego europejskiego nieba i mogą swobodnie lądować na wszystkich unijnych lotniskach spełniających międzynarodowe standardy. Tymczasem na kolei każde państwo to niemal odrębne królestwo.