Przeoczone tezy. Mało brakowało, a tezy Marcina Lutra przeciw odpustom przeszłyby niezauważone. Nie ma wątpliwości, że przyszły reformator wysłał je do biskupa diecezji Hieronima Scultetusa (Schulza) oraz arcybiskupa Moguncji Albrechta von Brandenburg. Obaj dostojnicy je zbagatelizowali. Biskup odpisał, radząc Lutrowi trzymać się od sprawy z daleka. Od arcybiskupa, który teologią się nie interesował ani się na niej nie znał, Luter nie doczekał się odpowiedzi. Albrecht zdecydował się jednak przesłać sprawę do Rzymu. Dzięki temu o skromnym zakonniku i wykładowcy z odległej Saksonii usłyszano w stolicy katolickiego świata.
Z punktu widzenia Rzymu Wittenberga leżała niemal na krańcu Europy. Zdawano sobie oczywiście sprawę, że władca Saksonii posiada godność elektora i jest niezwykle istotną postacią w Rzeszy. Przysługiwało mu przecież prawo wyboru cesarza, a władający cesarstwem Maksymilian I Habsburg stał nad grobem. Mimo to sprawy odległego księstwa Rzeszy i całej środkowej Europy były dla Rzymu drugorzędne w obliczu konfliktu Francji z Rzeszą o wpływy w Italii oraz rosnącego zagrożenia osmańskiego. Ponadto nie uznano wystąpienia niemieckiego zakonnika za szczególnie groźne. W słowach reformatora dosłyszano jedynie krytykę Kościoła, która dobiegała ze wszystkich zakątków Europy. Atak na odpusty uznano za błąd, nie za herezję.
Między murami zakonów. Podobnie jak arcybiskup Moguncji, również papież Leon X nie był teologiem i nie interesował się zawiłościami doktrynalnymi. Dlatego powierzył rozpatrzenie doniesień kardynałowi Giulio de’Medici. Ten Medyceusz za sześć lat miał zasiąść na Tronie Piotrowym jako Klemens VII i przejąć wodze w starciu z Wittenbergą. W 1518 r. przygotował bardzo stonowaną odpowiedź na tezy, zalecając przekazanie sprawy przełożonym zakonu augustianów, do którego należał Luter.