Wychowanie królewiątek
Matki psują synów, dlatego przyszli władcy długo nie pozostawali pod wpływem królowej
Tekst pochodzi z nowego Pomocnika Historycznego „Biografie. Jagiellonowie” od 18 października do kupienia w kioskach oraz internetowym sklepie POLITYKI.
Nauczyciel krytykant. Jesienią 1467 r. Kazimierz IV Jagiellończyk naznaczył wychowawcą swoich synów Jana Długosza, najwybitniejszego kronikarza polskiego średniowiecza, ale zarazem krytyka dynastii jagiellońskiej. Długosz za przyrodzonych panów królestwa uważał Piastów. Przybysze z Litwy jawili mu się jako dopust boży. Owszem, pozostawał lojalny wobec monarchy, lecz na kartach kroniki z lubością wytykał Jagiellonom przywary. Dlaczego król oddał przyszłość dynastii w ręce człowieka tak krytycznego? Ponieważ rozumiał – wyjaśniał pisarz Stanisław Orzechowski w mowie pogrzebowej na śmierć jego syna Zygmunta I Starego – że wychowanie jest podwaliną całego przyszłego życia.
Traktat dla syna. O wadze, jaką przywiązywano do kształtowania królewskiego potomstwa, świadczą traktaty pedagogiczne powstałe w kręgu jagiellońskiego dworu. Jeden z nich, „O wychowaniu królewicza” z początku XVI w., prawdopodobnie stworzony przez wędrownego włoskiego humanistę, przybrał formę listu, który królowa Elżbieta Rakuszanka wysłała do swego syna Władysława II, króla Czech i Węgier, gdy jego żona spodziewała się pierwszego dziecka.
Królowa Elżbieta miała ogromny wkład w wychowanie swoich 13 dzieci; pierwsze lata spędzały pod opieką matki, na którą mąż, głowa rodziny, delegował rodzicielską władzę. Naturalnie nie oczekiwano, że królowa obarczona obowiązkami dworskimi i ceremonialnymi będzie zmieniała pieluchy i gruchała nad kołyską.