„Sejmik staje się warownią życia szlachty”
Jak narodziała się demokracja szlachecka
Początki ustępstw. Ziemia, pieniądze i zasady – to wartości, o które polski szlachcic był gotów bić się z każdym, nawet z własnym królem. Choć szybko się nauczył, że rozsądniej jest poczekać, aż władca znajdzie się w roli petenta. Tego nauczono się po śmierci Kazimierza Wielkiego, który nie pozostawił syna. Na tronie zasiadł jego siostrzeniec Ludwik Andegaweński. Rezydował w Budzie i zamierzał przekazać koronę córce. Zmuszało go to do szukania poparcia nie tylko u polskich możnowładców, ale i zwykłej szlachty. Ta potrafiła działać wspólnie, podejmując decyzje na organizowanych cyklicznie zjazdach regionalnych. Poza nimi Kazimierz Wielki ustanowił dwa sejmiki prowincjonalne zwane generalnymi. Szlachta wielkopolska zbierała się w Piotrkowie, małopolska – w Wiślicy. Ustalała podczas debat wspólne stanowisko w kwestiach polityki wewnętrznej i zagranicznej.
Marna pozycja negocjacyjna Ludwika Andegaweńskiego sprawiła, że zredukował podatki o 90 proc. i dorzucił coś ważniejszego: „Nadto obiecujemy, że żadnego pana, rycerza lub szlachcica lub kogo innego, jakiegokolwiek stanu będzie, postronnego przybysza, czyli cudzoziemca, starostą nie uczynimy” – zapisano w przywileju koszyckim (1374 r.).
Bezpieczne majątki i wolność osobista. Niewysokie podatki oraz zobowiązanie, że urzędy ziemskie, w tym kluczowy starosty, będą pełnić osoby mieszkające w danym regionie, ograniczały władzę kolejnych monarchów. Starostowie tradycyjnie przewodniczyli obradom sejmików szlacheckich. Jeśli pochodzili z tych samych rejonów co uczestnicy zjazdu, czuli się bardziej lojalni wobec współbraci niż władcy. Dlatego Władysław II Jagiełło, kiedy rozpoczął samodzielne rządy po śmierci żony Jadwigi w 1399 r., robił, co mógł, żeby ustaleń z Koszyc nie dotrzymywać.