Nowe Pogranicze. „Rok, w którym marzenie umarło”, zatytułował swoją książkę o 1968 r. w USA dziennikarz „Baltimore Sun” Jules Witcover. Rok ten był kulminacją kulturowych i społecznych trendów narastających od początku dekady lat 60., nazywanej niekiedy czasem nadziei. Amerykanie, zwłaszcza młodzi, marzyli wtedy o lepszej Ameryce, lepszym świecie, a nawet lepszym człowieku. W zderzeniu z rzeczywistością polityki ich nadzieje zaczęły gasnąć. A jak się narodziły?
Obietnicą zmian była prezydentura Johna F. Kennedy’ego (1961–63), wizjonera Nowego Pogranicza, nawiązującej do XIX-wiecznego podboju zachodnich połaci kontynentu propozycji rozszerzenia horyzontów i naprawy Ameryki: eliminacji ubóstwa, społecznego wykluczenia i sprawiedliwszego podziału narodowego majątku. Wzbogacony po II wojnie światowej kraj mógł sobie na to pozwolić, więc dojrzewał ferment przeciwko wielkim korporacjom, kompleksowi wojskowo-przemysłowemu i konformizmowi człowieka organizacji (tytuł socjologicznego studium Williama Whyte’a). Kennedy, zamordowany w listopadzie 1963 r., zdążył zrealizować tylko część swoich planów, ale jego następca Lyndon B. Johnson (1963–69) wcielił w życie ambitny program Wielkiego Społeczeństwa: równouprawnienie Afroamerykanów i wzmocnienie osłony socjalnej w postaci państwowych ubezpieczeń zdrowotnych dla osób starszych i najbiedniejszych (Medicare i Medicaid). Dla dorastających w latach 60. baby boomers, dzieci powojennego wyżu demograficznego, był to dopiero początek – ich marzenia sięgały wyżej. „Przed nami nowe możliwości – czyż ich nie wykorzystamy? Czyż nie będziemy znowu pionierami, przecież roztoczono przed nami wizję nadziei?” – nawoływał guru pokolenia, autor „Zieleniejącej Ameryki” Charles Reich.