Ameryka Łacińska: Marzenia nie umierają
Jak Meksyk i inne państwa Ameryki Łacińskiej walczyły o ideały 1968 roku
Meksyk: masakra na placu Tlatelolco. Najpierw nadleciały wojskowe helikoptery, było dziesięć po szóstej wieczorem. Po chwili wystrzeliły w powietrze dwie ogniste salwy i wśród tysięcy demonstrantów zgromadzonych na placu Tlatelolco w stolicy Meksyku wybuchła panika. Gdy rzucili się do ucieczki, okazało się, że wojsko zablokowało wszystkie ulice wokół, uniemożliwiając wydostanie się z placu. Demonstranci znaleźli się w potrzasku.
Po chwili karabiny maszynowe zaczęły grać swoją muzykę, która ucichła półtorej godziny później, kwadrans przed ósmą.
Według wspomnień świadków żywi i martwi pływali we krwi zabitych i rannych. Chcąc uniknąć gradu kul z karabinów maszynowych, demonstranci kładli się na ziemię, a wielu chowało się pod ciałami zabitych. Jedną z rannych była włoska reporterka Oriana Fallaci. Widziała, jak tuż obok padają zabici i ranni. Sama leżała w kałuży krwi. Potem wśród martwych i żywych chodzili tajniacy (każdy miał na jednej z dłoni białą rękawiczkę). Bili i kopali tych, którzy przeżyli. Gdy Fallaci poprosiła jednego z nich o pomoc, ten ściągnął jej z ręki zegarek i odszedł.
Rekonstrukcja zdarzeń wskazuje na to, że wojskowi strzelali na oślep. Zginęli i zostali postrzeleni nie tylko demonstranci, lecz także wielu mieszkańców kilku bloków znajdujących się przy placu. „Na moich oczach kula przestrzeliła policzek [nastoletniego] chłopca. Leżeliśmy na ziemi, tak jak rozkazali żołnierze, lecz chłopiec uniósł na chwilę głowę” – opowiadał świadek masakry. Pewna kobieta zginęła w swoim aucie, próbując wycofać się z niebezpiecznej okolicy. Część ofiar żołnierze zadźgali bagnetami.
O godz. 22 państwowe telewizja i radio podały kłamliwą wiadomość, że „grupa terrorystów snajperów ulokowana na dachach budynków okalających plac Tlatelolco otworzyła ogień do żołnierzy.