Chiny: W oparach rewolucji kulturalnej
Kulturalna rewolucja w Chinach Mao Zedonga
„Zachwycające przemiany”. Dla radykalnej, najczęściej dobrze sytuowanej młodzieży w Paryżu i Berlinie Zachodnim, wzywającej, by nie wierzyć nikomu po trzydziestce, Mao Zedong, wówczas blisko osiemdziesięcioletni tyran z Pekinu, jawił się jako patron ideowej i obyczajowej swobody, koryfeusz „zabraniającego zabraniać” oswobodzicielskiego buntu. Dobiegające z Chińskiej Republiki Ludowej wieści o niesłychanych cudach, mających za nic ograniczenia ekonomii i ludzkiej natury, jako obiektywną prawdę przyjmowali nie tylko młodzieńczy demonstranci, ale często i atakowani przez nich siwowłosi profesorowie. Pod względem zaślepienia chińską rewolucją Sorbona i Harvard mogły niekiedy z powodzeniem rywalizować z Pekinem i Szanghajem. Gdy nieliczni wątpiący przypominali, że nie tak dawny zachwyt rewolucją sowiecką zakończył się rozczarowaniem, piewcy utopii replikowali, iż genialny Mao wyciągnął wnioski z błędów Stalina. Znający Chiny Ludowe z autopsji wyśmienity sinolog John King Fairbank określił chińskie przemiany jako zachwycające, dodając, iż „maoistowska rewolucja jest w zasadzie najlepszą rzeczą, jaka wydarzyła się w Chinach na przestrzeni wieków”.
Krzepa Mao. Tymczasem szalejący w Chinach tajfun, acz sprawiający wrażenie nieokiełzanej fali, był cały czas odgórnie sterowany. U jego źródeł leżała nienasycona żądza władzy Mao Zedonga (przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin). Starzejący się dyktator utracił znaczną jej część po koszmarnej katastrofie tzw. Wielkiego Skoku Naprzód (1958–60), gdy jego sny o przegonieniu supermocarstw i doprowadzeniu rodaków za jednym zamachem do komunizmu zakończyły się największym w dziejach ludzkości głodem. Zmarło wówczas 30 mln (a może i 40 mln) ludzi. Partia starała się ukryć nie tylko rozmiary kataklizmu, ale i osobistą odpowiedzialność przywódcy.