Pojęcie żydokomuny pojawiło się po II wojnie, ale zjawisko – występujące pod różnymi nazwami – znane było w Polsce co najmniej od czasów Zygmunta Krasińskiego i jego dramatu „Nie-Boska komedia”, w którym złowrogą rolę odgrywały „przechrzty”. Z czasem obraz Żydów rewolucjonistów stawał się bardziej złożony i zarazem bardziej popularny. Zawsze chodziło o jedno: Żydzi są przedstawiani jako burzyciele porządku chrześcijańskiego, zastanego ładu gospodarczego i politycznego. Są destrukcyjni z natury lub też kierowani przez tajne organizacje (mędrcy Syjonu). W większości przedstawień powtarza się przekonanie, że niemal wszyscy Żydzi, i zasymilowani, i ortodoksyjni, są niebezpiecznym dla Zachodu elementem wywrotowym. W związku z tym ich eliminacja czy radykalne ograniczenie wpływów wydaje się niezbędne.
Idea żydokomuny i wielkiego spisku mędrców Syjonu była żywa w czasie wielkiego zrywu antycarskiego w 1905 r., a razem z końcem wojny domowej w Rosji przeniosła się do krajów zachodnich, w tym do Niemiec, Francji, USA. W XX w. zdominowała język antysemicki w Europie. Sięgali po nią faszyści i naziści, obecna była w ideologii (ale nie religii) chrześcijańskiej wielu krajów, w tym w Polsce. Nie można napisać historii współczesnego antysemityzmu, nie sięgając do mitu żydokomuny.
Ktoś może powiedzieć, że do jednego worka wpycham różne wątki, od dramatu romantycznego, przez bełkotliwe zapiski cara Mikołaja II na marginesach broszury o mędrcach Syjonu, wypowiedzi kardynała Augusta Hlonda, powieściową twórczość Romana Dmowskiego, po nazistowską ideologię Alfreda Rosenberga i Adolfa Hitlera. Jednak te spiskowe i demaskacyjne obrazy Żydów stawały się pożywką różnych antysemityzmów.
Oczywiście idea żydokomuny nie ma żadnych podstaw empirycznych.