Zarzut ten padał najpierw ze strony przeciwników sanacyjnego rządu, a potem ze strony komunistycznego reżimu. Nie był też obcy wielu Polakom, którym przyszło cierpieć pod jarzmem okupacji. Ewakuacja prezydenta i rządu polskiego do Rumunii wieczorem 17 września 1939 r. była jednak wymuszona niemożliwością dalszego pozostawania na terytorium II Rzeczpospolitej, podbijanej przez wojska niemieckie i sowieckie. Dzięki ucieczce za granicę udało się zachować ciągłość władzy państwowej i odbudować jej struktury na uchodźstwie, najpierw we Francji, a potem w Wielkiej Brytanii. Pozostanie przez prezydenta, rząd, a nawet naczelnego wodza w Polsce służyłoby jedynie III Rzeszy i ZSRR.
Szybkość i skala niemieckich sukcesów po przełamaniu polskiej obrony w bitwie granicznej zaskoczyły nie tylko społeczeństwo, ale i osoby kierujące państwem. Po pięciu dniach od napaści niemieckiej wobec zagrożenia Warszawy zaszła konieczność ewakuacji rządu i poszczególnych ministerstw na wschód przez Lublin do Brześcia nad Bugiem, a następnie na południe w kierunku granicy z Rumunią. Jednak pośpieszna i nieprzygotowana ewakuacja rządu, prezydenta i naczelnego wodza doprowadziły do chaosu w kierowaniu państwem, a przede wszystkim armią.
W obliczu nadciągającej przegranej i to jeszcze przed sowiecką napaścią rozpoczęto 9 września rozważania nad ewentualnym wyjazdem najwyższych władz państwowych do Rumunii, aby, korzystając z prawa przejazdu, udać się następnie do Francji i kontynuować walkę. Polskę i Rumunię wiązał układ o przymierzu obronnym i tajna konwencja wojskowa zobowiązująca oba kraje do okazania sobie wzajemnej pomocy w razie agresji ze strony ZSRR. Przyjazna Rumunia dawała też możliwość otrzymania przez Polskę pomocy francuskiej w przypadku zablokowania na Bałtyku dostaw z zachodu.