Jak podważać przedmiot dumy dużej części polskiego społeczeństwa? Nie mam jednak wyjścia, gdyż akcja Burza nie przyniosła nic oprócz chwilowego entuzjazmu z wyzwolenia kilkudziesięciu miasteczek i miast oraz chwilowej konsolidacji społeczeństwa.
Od końca 1942 r. toczyła się między dowódcą AK a naczelnym wodzem w Londynie dyskusja, jak należy zachować się wobec nadciągającej Armii Czerwonej. Po zerwaniu przez Józefa Stalina stosunków dyplomatycznych z polskim rządem w kwietniu 1943 r. sprawa stała się nagląca. Nikt nie wierzył w dobre intencje Sowietów, Stalin mówił wprost o połączeniu w jednym państwie Białorusinów i Ukraińców. Partyzantka sowiecka na Kresach II RP była zdecydowanie wroga wobec AK, czego dowodem wymordowanie dwóch akowskich oddziałów na Nowogródczyźnie i liczne ataki na polską ludność.
Dylemat przywódców Polski dotyczył sprawy zasadniczej: jak wywalczyć suwerenność kraju w kontrze do imperialnych ambicji ZSRR. Sojusznicy RP naciskali na kompromis z Moskwą w kwestii ziem wschodnich. Sądzili, że te ustępstwa zaspokoją apetyt Stalina i pozwolą ocalić suwerenną Polskę, choć w okrojonych granicach. W sytuacji braku rzeczywistego wsparcia przez aliantów nie mogło być dobrych rozwiązań, a podjęte decyzje musiały należeć do kategorii mniejszego zła. Dowódcy zadecydowali, że AK rozpocznie walkę z Niemcami w momencie ich odwrotu i powita nacierającą Armię Czerwoną jako prawowity gospodarz terenu. Plan o kryptonimie Burza przyniósł początkowo wiele lokalnych sukcesów. Dochodziło też do współpracy bojowej z Armią Czerwoną. Ale po zakończeniu walk Sowieci przystąpili do aresztowań żołnierzy AK i ujawnionych władz cywilnych.
W lipcu 1944 r., a więc po pięciu miesiącach ciężkich bojów, Komenda Główna AK zdała sobie sprawę, że wobec fiaska koncepcji ujawnienia się przed Sowietami należy podjąć walkę o Warszawę.