51. Czy tzw. Ziemie Odzyskane były rzeczywiście odzyskane (czyli kiedyś polskie)?
Po pierwsze – zależy, który ich kawałek, po drugie – to nie ma żadnego znaczenia. Gdyby w czasie konferencji pokojowej w Wersalu, pracującej nad ładem europejskim po I wojnie światowej, albo wiosną 1939 r. ktokolwiek domagał się publicznie, by Polska przejęła od Niemiec część Prus Wschodnich i terytoria na zachodzie po Odrę ze Szczecinem i Nysę Łużycką z Jelenią Górą, zostałby zignorowany. Bo niezależnie od tego, co ustalili w prawieku ze swymi bogami Lech, Czech i Rus, kwestionowanie w realiach okresu międzywojennego niemieckości Wrocławia, Szczecina czy Kłodzka byłoby notorycznie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Albowiem o układzie granic decyduje zazwyczaj aktualny układ sił.
I właśnie aktualny, realny układ sił zdecydował o tym, że objęcie przez Polskę po II wojnie światowej wspomnianych wyżej terytoriów uzyskało akceptację nie tylko Józefa Stalina, ale także zachodnich państw koalicji antyhitlerowskiej. A Niemcy mogli jedynie wybrać – czy opuścić zamieszkiwane przez setki lat tereny po dobroci czy pod przymusem. Nie ulega też wątpliwości, że o tym, jak ma wyglądać zachodnia i północna granica państwa polskiego, decydowały w (bardzo) niewielkim stopniu argumenty historyczne. Zaś pomysł, że wyspa Wolin, Świnoujście, Szczecin, Zielona Góra czy Elbląg włączone w granice Polski „wróciły do macierzy”, można określić jako do wyboru egzotyczny, ekscentryczny lub ekstrawagancki.
Kategorie „powrotu do macierzy” czy „ziem odzyskanych” były wprowadzone do obiegu społecznego (zarówno w wymiarze wewnątrzpolskim, jak międzynarodowym) jako ważny element uzasadnienia ideologicznego decyzji wielkich mocarstw. Wykorzystano go dlatego, że niektóre terytoria wchodzące w skład Niemiec (np. Opolszczyzna, Pomorze Gdańskie, Mazury) miały rzeczywiście spory odsetek ludności nieniemieckiej (choć niekoniecznie jednoznacznie deklarującej się jako polska).