Problem dzisiaj jest nieaktualny. Polska w przeszłości otrzymała reparacje (odszkodowania cywilnoprawne to odrębna kwestia), choć ich wysokość nie musi budzić zadowolenia. Nie ma możliwości prawnych ponowienia roszczeń. Rozbudzanie nadziei w tym względzie wiąże się raczej z polityką wewnętrzną, a nie zagraniczną dzisiejszej Polski.
Skąd się wzięła instytucja reparacji? Po wojnie 1870 r. Francja została zmuszona do oddania Cesarstwu Niemieckiemu Alzacji i Lotaryngii oraz do wypłacenia 5 mld franków w złocie. Po I wojnie światowej karta się odwróciła. Francja odzyskała utracone ziemie oraz otrzymała 52 proc. ze 132 mld marek w złocie, które miały wypłacić jako odszkodowania pokonane Niemcy. Z powodu kryzysu i hiperinflacji pojawiły się trudności w spłacie. W latach 1923–25 Francja i Belgia okupowały Zagłębie Ruhry, by wymusić przekazywanie pieniędzy. Postanowienia traktatu wersalskiego były traktowane przez Niemców jako niesprawiedliwość i upokorzenie. Stały się dodatkowym powodem politycznej radykalizacji. Wprawdzie w latach 20. zmniejszono kwoty reparacji, jednak Niemcy nadal oceniali je negatywnie. Po dojściu Adolfa Hitlera do władzy w 1933 r. wstrzymano wypłaty.
Po II wojnie światowej mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej zaproponowały inne rozwiązanie niż przyjęte w traktacie wersalskim. Uznano, że nie należy popełniać tego samego błędu. Niemcy dostały szansę odbudowy i rozwoju. Egzekwowanie odszkodowań za obrócenie w popiół całych krajów oznaczałoby właściwie ich koniec. Pewien wymiar reparacji jednak ustalono. W uchwałach poczdamskich zapisano, że ZSRR miał otrzymać połowę z 20 mld dol. z majątku niemieckiego. Kreml zobowiązał się do zaspokojenia polskich roszczeń w wysokości 15 proc. swojej części. W połowie sierpnia 1945 r. Polska i ZSRR podpisały umowę w tej sprawie.