Rozpad monarchii Habsburgów. Jesienią 1918 r. klęska państw centralnych była już oczywista. Monarchia austro-węgierska zaczęła się rozpadać. W połowie października cesarz Karol I, nieudany następca Franciszka Józefa I, wydał manifest o przekształceniu Austrii w państwo związkowe. Stwierdzał w nim, że „nie przesądza się przez to bynajmniej zjednoczenia polskich obszarów Austrii z niepodległym państwem polskim”. Trudno o wyraźniejszy sygnał, że rezygnuje z Galicji i Śląska Cieszyńskiego. Na polską reakcję nie przyszło długo czekać.
Śląsk Cieszyński. 19 października powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego. Dopiero jednak 30 października ogłosiła objęcie władzy na Śląsku Cieszyńskim, a następnego dnia rozbrojono garnizon austriacki w Cieszynie. Podstawowym problemem był podział Księstwa Cieszyńskiego pomiędzy Polaków i Czechów. Początkowo wydawało się, że polska Rada Narodowa potrafi porozumieć się ze swoim czeskim odpowiednikiem.
Kraków. 28 października posłowie polscy do parlamentu wiedeńskiego powołali w Krakowie Polską Komisję Likwidacyjną. Tego samego dnia proklamowano w Pradze powstanie Czechosłowacji. Następnego dnia ogłoszono w Zagrzebiu zerwanie związków Chorwacji z Węgrami i utworzenie państwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (SHS, późniejsza Jugosławia). 30 października wybuchła na Węgrzech rewolucja. Monarchia habsburska rozpadła się jak domek z kart. W nocy z 30 na 31 października słabe oddziały Polskiej Komisji Likwidacyjnej rozbroiły, bez walki zresztą, oddziały austriackie i opanowały Kraków.
Lwów. Następnej nocy oddział dowodzony przez kapitana Strzelców Siczowych obsadził bez walki ważniejsze gmachy we Lwowie, przejmując kontrolę nad miastem, w którym stacjonowało ok. 2500 żołnierzy ukraińskich. Przeciwstawiło im się ok. 400 członków Polskiej Organizacji Wojskowej i batalion (ok. 250 żołnierzy) kpt. Zdzisława Tatara-Trześniowskiego. Walki rozpoczęły się już rankiem 1 listopada. Dowództwo objął kpt. Czesław Mączyński. Strzelanina wywołała panikę w garnizonie austriackim. Żołnierze przekonani, że wybuchła rewolucja, tłumnie uciekali z miasta. Chaos okazał się bardzo korzystny dla Polaków. Porzucano broń, niepilnowane magazyny wojskowe pozwoliły uzbroić masowo zgłaszających się ochotników, wśród których było wiele młodzieży, a nawet dzieci. Przeszli oni do historii jako Orlęta Lwowskie.
Po paru dniach zaciętych, krwawych walk zarysował się wyraźny podział miasta: zachodnia część znajdowała się w rękach polskich, wschodnia – ukraińskich. Lwów był odcięty, ponieważ Ukraińcy opanowali Przemyśl i linię kolejową. 9 listopada wyruszył z Krakowa oddział dowodzony przez mjr. Juliana Stachiewicza, który dwa dni później odbił Przemyśl, co umożliwiło zorganizowanie odsieczy dla Lwowa. Na czele ok. 1300 żołnierzy stanął płk Michał Karaszewicz-Tokarzewski.
Na terenach niemieckiej okupacji. Pozorny spokój panował pod okupacją niemiecką. Wprawdzie już 7 października powołana przez Niemców Rada Regencyjna wydała orędzie zapowiadające tworzenie zjednoczonej i niepodległej Polski i powołanie rządu złożonego „z przedstawicieli najszerszych warstw narodu i kierunków politycznych”, lecz Rada ta nie cieszyła się poparciem społecznym. Wprawdzie powołała 3 listopada zdominowany przez endeków rząd Józefa Świeżyńskiego, ale jednym z jego pierwszych posunięć była detronizacja Rady Regencyjnej. Ta jednak nie zamierzała ustępować i zdymisjonowała rząd, który podporządkował się tej decyzji, czym skutecznie się ośmieszył.
Rząd Świeżyńskiego ogłosił, bez porozumienia z zainteresowanym, że tekę ministra spraw wojskowych powierza Józefowi Piłsudskiemu. Przebywał on wówczas wraz z Kazimierzem Sosnkowskim w twierdzy magdeburskiej. Otrzymywali niemiecką prasę, lecz mowy nie było o żadnych kontaktach politycznych z krajem.
Konwent Organizacji A. Świeżyński i jego polityczni współpracownicy zaproponowali ukrywającemu się komendantowi głównemu POW płk. Śmigłemu stanowisko wiceministra (Polską Organizację Wojskową utworzono z drużyn strzeleckich i Związku Walki Czynnej). Śmigły tego nie przyjął. Prowadzone rozmowy przekonały go natomiast, że należy podjąć własną inicjatywę polityczną i to nie w Warszawie, gdzie Niemcy zdawali się mocno trzymać, lecz w stolicy okupacji austriackiej – Lublinie, gdzie władza austriacka właśnie się rozpadała. Udał się więc tam wraz z Bogusławem Miedzińskim, który był jego politycznym ekspertem.
Miedziński, który przed aresztowaniem Piłsudskiego przez Niemców cieszył się jego pełnym zaufaniem, był wprowadzony w plan utworzenia Konwentu Organizacji A. Miała to być struktura grupująca najbardziej pewnych i zaufanych ludzi z obozu niepodległościowego. Tworzyć ją miał Sosnkowski, a na czele stanąć miał sam Piłsudski. Był to pomysł utworzenia instytucji podobnej do Ligi Narodowej, która sterowała działaniami obozu narodowego.
Rzecz była w powijakach, gdy w lipcu 1917 r. Niemcy aresztowali Piłsudskiego i Sosnkowskiego. Tadeusz Kasprzycki, ówczesny komendant POW, któremu Miedziński zreferował zamiary Piłsudskiego, nic o nich nie wiedział, natomiast Jędrzej Moraczewski, z którym się w tej sprawie porozumieli, został przez Piłsudskiego uprzedzony, że zostanie powołany do Konwentu, ale na tym się skończyło.
W tej sytuacji Miedziński zaproponował, aby dokonać mistyfikacji: ułożyć we trójkę listę członków Konwentu i poinformować wytypowane osoby, że zostały wyznaczone przez Piłsudskiego. Oprócz Moraczewskiego, Kasprzyckiego i Miedzińskiego w składzie Konwentu Organizacji A znaleźli się Edward Śmigły-Rydz, Medard Downarowicz, Marian Wojtek-Malinowski, Juliusz Poniatowski, Wacław Sieroszewski, Michał Sokolnicki, Leon Wasilewski, Jan Zdanowicz-Opieliński, Andrzej Strug, Bronisław Ziemięcki. Wiosną 1918 r. w związku z zaprzestaniem działalności przez Kasprzyckiego do Konwentu wszedł Adam Koc. Przewodniczącym został Moraczewski.
„Muszę powiedzieć – wspominał po latach Miedziński – że jeśli obóz Piłsudskiego przetrwał czasy Magdeburga nie tylko w całości i jednolitości, ale powiększając siły i dając je w pełni gotowości do użycia w ręce Józefa Piłsudskiego, w godzinie jego powrotu z Magdeburga – było w ogromnym stopniu zasługą Konwentu”.
Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej. Wobec fiaska rozmów z rządem Świeżyńskiego w pierwszych dniach listopada 1918 r. Śmigły wyjechał do Lublina. Polecił też ściągnąć tu członków Konwentu i liczących się polityków obozu niepodległościowego. M.in. przyjechali z Krakowa Ignacy Daszyński i Wincenty Witos. Dotarli 7 listopada po południu i zobaczyli rozplakatowane na murach komunikaty o powstaniu Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej pod prezesurą Ignacego Daszyńskiego. Witos miał objąć tekę aprowizacji. Wieczorem wziął udział w posiedzeniu rządu, oświadczając, że teki nie przyjmie i wraca do Krakowa. Witosa zniechęcił lewicowy charakter gabinetu w Lublinie, a w Krakowie Narodowi Demokraci zaproponowali mu utworzenie rządu.
Rząd Daszyńskiego w swym manifeście ogłaszał powstanie państwa polskiego, obejmującego wszystkie ziemie zamieszkane przez lud polski z własnym wybrzeżem morskim. Manifest ten przesądzał o republikańskim charakterze odradzającego się państwa i zapowiadał zwołanie do końca roku Sejmu Ustawodawczego wyłanianego na podstawie pięcioprzymiotnikowych wyborów. Proklamowano wolności obywatelskie i wprowadzenie ośmiogodzinnego dnia pracy. Zapowiadano: „a) przymusowe wywłaszczenie i zniesienie wielkiej i średniej własności ziemskiej i oddanie jej w ręce ludu pracującego pod kontrolą państwową; b) upaństwowienie kopalń, salin, przemysłu naftowego, dróg komunikacyjnych oraz innych działów przemysłu, gdzie się to da od razu uczynić; c) udział robotników w administracji tych zakładów przemysłowych, które nie zostaną od razu upaństwowione; d) prawo o ochronie pracy, ubezpieczeniu od bezrobocia, chorób i na starość; e) konfiskaty kapitałów, powstałych w czasie wojny ze zbrodniczej spekulacji artykułami pierwszej potrzeby i dostaw do wojska; f) wprowadzenie powszechnego, obowiązkowego i bezpłatnego świeckiego nauczania szkolnego”. Można powiedzieć, że były to tylko słowa, bo rząd Daszyńskiego nie miał żadnych możliwości, aby zapowiadane reformy wprowadzić w życie. Są jednak sytuacje, gdy słowa stają się faktem politycznym i tak było w tym właśnie czasie.
Maria Dąbrowska, która dopiero sposobiła się do kariery pisarskiej, ale już prowadziła dziennik, zapisała pod datą 10 listopada: „U nas siódmego proklamował się w Lublinie Rząd Tymczasowy Republiki Polskiej. (...) Z jakimże aplombem (pewnością siebie, tupetem – A.G.) wzięli na siebie szaloną wprost odpowiedzialność. Medzik – który, zdaje się, poza przewodzeniem na wiecach i zebraniach, palcem o palec tylko potrafi stukać. Poniatowski prawy, ideowy do ostatniego tchu z jego kategorycznymi nakazami – jednostronny fanatyk. Sirko – stare dziecko, Nocznicki – chwiejny i nieszczęśliwy półchłop z twarzą Tołstoja. Z innych – Daszyński i Moraczewski każdy gabinet z chlubą by pewnie reprezentować mogli. Thugutt – także siła, ale ich pierwsze orędzie carskim niemal tonem pisane, upojone władzą, być może jeszcze urojoną. Bo choć stanowczo ku rządom ludowym wszystko się kłoni, nie zdaje mi się, by się ów rząd w tej postaci miał utrzymać”.
Piłsudski w Warszawie. Miała rację. 10 listopada los rządu Daszyńskiego był już przesądzony. Poprzedniego dnia wybuchła w Niemczech rewolucja. Rząd niemiecki uwolnił z Magdeburga Piłsudskiego i Sosnkowskiego, ekspediując ich specjalnym pociągiem do Warszawy. Wczesnym rankiem 10 listopada czekał na dworcu jeden z regentów, książę Zdzisław Lubomirski, i grupka peowiaków na czele z Adamem Kocem. Peron był wyludniony, bo tylko nieliczni wiedzieli, że Piłsudski wraca. Książę Lubomirski zaprosił Piłsudskiego na śniadanie, w czasie którego poinformował go o sytuacji politycznej. Była bardzo złożona.
Z jednej strony istniały lokalne ośrodki polskiej władzy nieaspirujące do roli ogólnopolskiej. Takie miał rząd Daszyńskiego. Na dwa dni przed jego powstaniem, 5 listopada, wyłoniła się w Lublinie Rada Delegatów Robotniczych. Inicjatorami były SDKPiL, PPS-Lewica, PPS i Bund. W następnych dniach powstawały RDR w innych miastach Kongresówki, ale tylko Kongresówki. Okazały się słabe i niegroźne, lecz początkowo budziły znaczne zaniepokojenie podobieństwem do wydarzeń w Rosji.
Trwały walki polsko-ukraińskie we Lwowie. Wieści o wybuchu rewolucji w Niemczech wywołały rozkład w niemieckim aparacie administracyjnym na terenie Królestwa. Niemieccy urzędnicy myśleli już tylko o jednym – jak bezpiecznie wrócić do ojczyzny. Podobnie jak niemieccy żołnierze, których w Królestwie stacjonowało ok. 80 tys. W dniu powrotu Piłsudskiego z Magdeburga rozpoczęło się spontanicznie ich rozbrajanie. Równocześnie powstała w Warszawie niemiecka Centralna Rada Żołnierska. A na terenach wschodnich stacjonowało ok. 600 tys. świetnie uzbrojonych i niezdemoralizowanych żołnierzy Ober-Ostu. Ich przemarsz przez Polskę stanowił duże zagrożenie.
Taką mniej więcej sytuację zastał Piłsudski, wysiadając z salonki na dworcu warszawskim. Po kilku godzinach wiadomość o jego powrocie dotarła do Lublina. Śmigły natychmiast wysłał do Warszawy Miedzińskiego, aby ten złożył Komendantowi meldunek. W południe 11 listopada Miedziński dotarł do Warszawy. „Z niesłychanym wzruszeniem – wspominał po latach – stałem przed drzwiami w chwili, gdy mnie meldowano Komendantowi. Moja radość została jednak niespodziewanie zgaszona w następnym momencie. Gdy wszedłem do pokoju, zastałem Komendanta i Sosnkowskiego siedzących przy stole i spożywających śniadanie. Gdy wyprężyłem się na baczność i zameldowałem swoje przybycie z raportem od Śmigłego, Komendant spojrzał na mnie ozięble, nie podał mi nawet ręki na powitanie, powiedział krótko: »Poczekajcie« i przez dłuższą chwilę popijał herbatę, rozmawiając przyciszonym głosem z Sosnkowskim. Nic nie rozumiałem; czułem tylko, że coś jest źle i bardzo źle. Zdawało mi się, że widzę wyraz współczucia w oczach kilku moich starych przyjaciół, pełniących służbę adiutancką przy Komendancie, stojących opodal. Żywo stanęły mi w pamięci ostatnie dni przed uwięzieniem Komendanta, jego ówczesna łaskawość, a nawet serdeczność dla mnie i – przyznaję się otwarcie – łzy mi w oczach stanęły. Gdy wreszcie Komendant wstał od stołu, przeszedł do sąsiedniego pokoju i kazał mi iść za nim, zdążyłem już się opanować, chociaż w dalszym ciągu nie wiedziałem, za co mnie spotyka taka oczywista niełaska. Pierwsze słowa Komendanta wskazały mi, o co chodzi. »Co wyście mi narobili z tym waszym rządem w Lublinie? Związaliście mi ręce. Pozbawiliście swobody działania teraz, kiedy jej najbardziej potrzebuję«. Przedstawiłem Komendantowi dość zająkliwie przebieg wypadków w Lublinie od 1 listopada. Powiedziałem, że uważaliśmy za naturalne skorzystanie z obalenia władzy austriackiej i stworzenia tymczasowej władzy polskiej na tym terenie”.
Piłsudski przejmuje władzę. Z dalszej rozmowy wynikło, że Piłsudski nie był pewien lojalności Śmigłego, a także Daszyńskiego i Thugutta. Zapewnienia Miedzińskiego, że może być pewien lojalności Śmigłego i pozostałych członków rządu, trochę Piłsudskiego uspokoiły, choć nie do końca przekonały. Dopiero przyjazd do Warszawy kilka godzin później Daszyńskiego i Śmigłego wyjaśnił sytuację, że rząd lubelski podaje się do dymisji. Niezadowolenie z działań Śmigłego wyraziło się i w tym, że Piłsudski przez pewien czas nie potwierdzał jego nominacji generalskiej.
Daszyński pisze w pamiętnikach, że spotkał się z Piłsudskim i Sosnkowskim ok. godz. 10 wieczorem. „Piłsudski miał żółtą, niezdrową cerę twarzy wskutek szesnastu miesięcy więzienia w Magdeburgu. Był mocno zdenerwowany i bardzo zmęczony. Po długich rozmowach zdecydował, że powierza mi utworzenie gabinetu”.
Kiedy Piłsudski rozmawiał z Daszyńskim, otrzymał już od Rady Regencyjnej władzę naczelną nad wojskiem. Trzy dni później, 14 listopada, Rada rozwiązała się, przekazując Piłsudskiemu swoje obowiązki i „odpowiedzialność względem narodu polskiego”.
Zapewniało to ciągłość władzy, lecz politycznie było bardzo niewygodne. W każdym razie należało jak najszybciej powołać rząd koniecznie z udziałem prawicy lub choćby przez nią akceptowany. Kłopot polegał na tym, że nie bardzo było z kim rozmawiać, bo Roman Dmowski i jego najbliżsi współpracownicy znajdowali się w Paryżu, działając w Komitecie Narodowym Polskim. W Warszawie pozostali trzeciorzędni działacze. Pod tym względem lepsza sytuacja była w Wielkopolsce.
Rząd Moraczewskiego. Już w czasie pierwszych rozmów stało się jasne, że endecy nie zaakceptują Daszyńskiego, mogą natomiast rozmawiać o Jędrzeju Moraczewskim. Z punktu widzenia Piłsudskiego, kandydatura przewodniczącego Konwentu Organizacji A, którego lojalności był całkowicie pewien, też była lepsza. Kilka lat później, 29 kwietnia 1921 r., mówił Piłsudski: „Powołałem na prezesa Rady Ministrów oficera I Brygady, przy tym kapitana saperów, inż. Moraczewskiego. Na wszelki wypadek kazałem mu stanąć na baczność (w owych czasach ostrożność ta, moi panowie, nie była zbyteczną), a potem powiedziałem mu: Panie kapitanie, ma pan zostać prezesem ministrów”. W rzeczywistości Moraczewski od początku brał aktywny udział w rozmowach o utworzeniu rządu i Piłsudski nie musiał stawiać go na baczność, ale tak było bardziej literacko.
Gabinet Moraczewskiego został utworzony 18 listopada i ponieważ nie udało się dogadać z endecją, miał charakter lewicowy. Pozostawiono dla niej dwie teki jako przedstawicieli zaboru pruskiego. Nigdy nie zostały przez endecję obsadzone. Od początku gabinet Moraczewskiego był ostro atakowany.
Tymczasowy Naczelnik Państwa. Z datą 22 listopada 1918 r. ukazał się dekret Józefa Piłsudskiego z kontrasygnatą premiera Moraczewskiego, informujący o objęciu przez Piłsudskiego urzędu Tymczasowego Naczelnika Państwa. Nazwa była nawiązaniem do tradycji kościuszkowskiej.
Kilka tygodni później pisał Piłsudski w liście do Dmowskiego o sytuacji w Polsce. Stwierdzał, że istnieją tylko dwa aktywne i wnoszące inicjatywę stronnictwa: PPS i Narodowa Demokracja. Nie posiadają one jednak organizacji partyjnych w sensie europejskim. Są to „tylko sztaby partyjne bez masy. Masa społeczeństwa polskiego jest rzeczą niczyją, luźnie chodzącą, nieujętą w żadne karby organizacyjne, nieposiadającą żadnych właściwie przekonań, jest masą bez kości i fizjonomii. O tę gawiedź politycznie bezmyślną, o przyciągnięcie jej choćby na jeden moment w jedną lub drugą stronę chodzi w pierwszym rzędzie tym wszystkim, którzy robią w Polsce politykę. Cel ten zaślepia i przesłania oczy na wszystko inne działaczom, zdolnym prowadzić tylko zajadłe i konkurencyjne duszołapstwo. A ponieważ ogół społeczeństwa jest politycznym niemowlęciem, więc konkurencja musi dostosować swe metody do tego poziomu. Stąd spekulacja na najbardziej prymitywne i naiwne odruchy masy, stąd zapominanie o interesach całości państwa – jest regułą i normą, a deklaracja o Ojczyźnie frazesem, z którym działalność deklamujących stoi w najzupełniejszej sprzeczności”.
Rząd Paderewskiego. Piłsudski swoim zwyczajem nie postawił na tym liście daty, ale zapewne napisał go pomiędzy 22 a 26 stycznia 1919 r. w sytuacji o tyle nowej, że od 16 stycznia istniał już rząd pod prezesurą świetnie Dmowskiemu znanego Ignacego Paderewskiego. W rządzie nie znalazł się najbardziej chyba przez prawicę znienawidzony Stanisław Thugutt, którego w resorcie spraw wewnętrznych zastąpił Stanisław Wojciechowski. Rząd w większości składał się z osób politycznie niezaangażowanych.
Wybory sejmowe. 10 dni później, 26 stycznia, odbyły się wybory sejmowe. Głosowano tylko na terenach znajdujących się pod polską administracją, czyli w Królestwie i Galicji. Prawica zebrała 37 proc. głosów, stronnictwa lewicowe, stanowiące zaplecze rządu Moraczewskiego, 34 proc., resztą podzieliły się stronnictwa centrum i mniejszości narodowe. Diagnoza Piłsudskiego potwierdziła się.
Wybory zamykały pierwszy okres spontanicznego kształtowania się odrodzonej Polski. Miała już Naczelnika Państwa, rząd i parlament, czyli niezbędne atrybuty państwa. Nie miała jeszcze granic.
7 czy 11 listopada? Powstawał też problem, z jaką datą wiązać narodziny II Rzeczpospolitej. Pierwszym powstałym suwerennie rządem o aspiracjach ogólnopolskich był rząd Ignacego Daszyńskiego. Był on jednak nie do przyjęcia zarówno dla prawicy, jak i dla Piłsudskiego. Ale wszystkie inne daty były sztuczne lub zdeterminowane politycznie. Wybrano 11 listopada jako datę zakończenia wojny światowej. Tylko socjaliści i radykalni ludowcy organizowali akademie 7 listopada, w rocznicę powołania gabinetu Daszyńskiego.
***
Uwięzienie magdeburskie
Józef Piłsudski był politycznym pragmatykiem, współpracującym ze stroną dającą w danej chwili największe szanse na realizację planów niepodległościowych. Austriaków (koncepcja legionowa) rychło w jego wizji zastąpili Niemcy; powierzyli oni Piłsudskiemu w grudniu 1916 r. stanowisko referenta Komisji Wojskowej w Tymczasowej Radzie Stanu Królestwa Polskiego. Niemcom Piłsudski potrzebny był jedynie do firmowania akcji werbunkowej. Wybuch rewolucji lutowej w Rosji, abdykacja cara i deklaracje nowego rządu w sprawie polskiej wpłynęły jednak na zmianę politycznych koncepcji Komendanta, dla którego współpraca z państwami centralnymi stała się niewygodna. Pretekstu do zerwania dostarczyła kwestia przysięgi, którą w lipcu 1917 r. miały złożyć Legiony, przekształcone w tzw. Polską Siłę Zbrojną (Polnische Wehrmacht). Buntowników internowano w Beniaminowie i Szczypiornie, a Piłsudskiego w nocy z 21 na 22 lipca aresztowano i po paru tygodniach przetrzymywania w różnych więzieniach osadzono w twierdzy magdeburskiej, notabene w całkiem niezłych warunkach.
Uwięzienie miało decydujące znaczenie dla budowania legendy Komendanta, który ze współpracownika okupantów stawał się ofiarą bezkompromisowej walki o niepodległość. Mit ten podsycali umiejętnie pozostający na wolności współpracownicy. W obliczu klęski militarnej i rewolucji w Niemczech Piłsudski został 8 listopada 1918 r. zwolniony. Dwa dni później był już w Warszawie. (IK)
***
Święto Niepodległości
Po raz pierwszy Święto Niepodległości obchodzono w 1920 r. (Data 11 listopada, jako dzień zakończenia wojny, świętowana była i w innych krajach europejskich). Jednak pierwsze oficjalne uroczystości w Polsce odbyły się w pierwszą niedzielę po 11 listopada, która wypadła 14 listopada 1920 r. Wręczono Piłsudskiemu poświęconą przez kardynała Aleksandra Kakowskiego buławę marszałkowską, a następnie odbyła się na Krakowskim Przedmieściu defilada wojskowa. W czasie uroczystości w następnym roku Piłsudski udekorował Orderami Virtuti Militari zasłużonych w rozbrajaniu okupanta w 1918 r.
W 1925 r. w niedzielę 15 listopada przybyło do Sulejówka ok. 1 tys. oficerów, w imieniu których gen. Gustaw Orlicz-Dreszer zadeklarował Piłsudskiemu: „Chcemy, byś wierzył, że gorące chęci nasze, byś nie zechciał być w tym kryzysie nieobecny, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz że niesiemy Ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable”. Kilka miesięcy później z tymi szablami Samotnik z Sulejówka sięgnął po władzę.
Po przewrocie majowym kolejne rocznice odzyskania niepodległości miały charakter wojskowy. Piłsudski dokonywał przeglądu oddziałów na placu Saskim, a następnie odbierał defiladę. Uroczystości były poprzedzane mszą w katedrze, w której Piłsudski nie zawsze uczestniczył. Wieczorem odbywał się raut na Zamku. 10. rocznicę odzyskania niepodległości obchodzono szczególnie uroczyście. M.in. warszawska Rada Miejska postanowiła zmienić nazwę placu Saskiego na plac Józefa Piłsudskiego. Defilada odbyła się na Polu Mokotowskim.
Po raz ostatni Piłsudski odbierał defiladę w 1934 r., na kilka miesięcy przed śmiercią. Wacław Jędrzejewicz wspomina, że „był blady, zgarbiony, poruszał się powoli, (...) widać było, że coś mu jest, gdyż nagle oparł się o balustradę swej trybuny tak, jakby już dłużej nie mógł stać”. Podsunięto mu krzesło i dalszą część defilady odbierał, siedząc. Dopiero 23 kwietnia 1937 r. Święto Niepodległości ustawowo stało się dniem wolnym od pracy.
W Polsce Ludowej starano się eksponować datę powołania rządu Daszyńskiego, lecz bez rezultatów, bo tegoż 7 listopada wypadała rocznica Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej (tak brzmiała oficjalna nazwa), którą uroczyście celebrowano.
W III RP powróciła tradycja obchodów 11 listopada. (AG)