Dawniej i dziś. Był taki czas, kiedy Bizancjum rozbudzało w Polsce wyobraźnię właściwie tylko nielicznych erudytów i nieco bardziej licznych literatów. Wertując katalogi literackie, można tu i ówdzie uchwycić przejawy takiego zainteresowania. Już w XVI w. Mikołaj Kopernik tłumaczył z greki na łacinę listy Teofilakta Symokatty, Andrzej Trzecieski podał po polsku hymn Grzegorza z Nazjanzu, a Stanisław Hozjusz i Marcin Kromer przekładali Jana Chryzostoma. Jan Długosz i Maciej Stryjkowski nie pomijali cesarstwa w tych fragmentach swoich dzieł, w których musieli się jakoś do niego odnieść. Przez literaturę polską XIX i XX w. płynie, niezbyt silnie co prawda, struga wątków i inspiracji bizantyńskich. Ich owocem jest m.in. dramat Tadeusza Micińskiego „W mrokach pałacu, czyli Bazylissa Teofanu”, powieści „Puszkarz Orbano”, „Krzyżowcy” czy „Bez oręża” Zofii Kossak-Szczuckiej, „Przemija postać świata” Hanny Malewskiej, „Bizantyjska noc” Sławomira Siereckiego. Ostatnia z wymienionych to próba o tyle zajmująca, że nie skupia się na żadnym z dwu najpopularniejszych wątków (krucjaty, upadek w 1453 r.), ale odwołuje się do panowania ostatniego Heraklidy, Justyniana II i przełomu VII/VIII w.
Dzisiaj sytuacja jest kompletnie inna niż 100 czy 200 lat temu. Polski czytelnik ma przekładów literatury osnutej na wątkach bizantyńskich oraz książek naukowych pod dostatkiem. Bujnie rozkwitła polska bizantynistyka, stanowiąca kolorowe i współpracujące ze sobą środowisko naukowe i tworząca jeden z 39 komitetów narodowych ogólnoświatowego Międzynarodowego Stowarzyszenia Studiów Bizantyńskich (AIEB). Bizantyniści pracują na 20 polskich uniwersytetach, publikują po polsku i na eksport (powszechna bibliografia bizantynistycznej literatury naukowej, prowadzona przez monachijskie „Byzantinische Zeitschrift”, notuje za ostatnie 5 lat przeszło 1 tys.